Na wschodzie bez zmian? O kondycji współczesnej literatury rosyjskiej, politycznym zaangażowaniu twórców i cenzurze pisarzy z dr  Katarzyną Syską, badaczką literatury rosyjskiej, rozmawia Zbigniew Rokita.

 

Zbigniew Rokita: Podczas rosyjskich protestów na przełomie lat 2011 i 2012 wielu pisarzy zaangażowało się w działania opozycji – na placach występowali z jednej strony twórcy o liberalnych poglądach jak Ludmiła Ulicka, Borys Akunin czy Dmitrij Bykow, a z drugiej radykał i populista Eduard Limonow. Czy dzisiaj rosyjscy pisarze wciąż angażują się w życie publiczne i zabierają głos w sprawie wydarzeń na Ukrainie?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Katarzyna Syska (fot. archiwum prywatne)

Katarzyna Syska: Wielu się angażuje. Dziś najbardziej zagorzałym krytykiem władz wśród rosyjskich pisarzy jest Lew Rubinsztejn – poeta, konceptualista, który od kilku lat nie pisze wierszy, zamiast tego komentuje wydarzenia polityczne i społeczne. Krytykuje wojnę na Ukrainie i aneksję Krymu. Wśród krytyków władz wymienić można też, między innymi, Siergieja Stratanowskiego – poetę, w przeszłości jednego z głównych przedstawicieli samizdatu, a obecnie nominowanego do gdańskiej Nagrody Literackiej Europejski Poeta Wolności. Ulicka zasłynęła ostatnio z kolei esejem dla „Der Spiegel”, w którym stwierdziła, że wstydzi się za swój kraj, bo o ile wcześniej w Rosji można było mówić o różnych koncepcjach rozwoju, dziś dokonuje się jednoznaczny powrót do totalitaryzmu, imperializmu i przestępczego państwa. Jej wypowiedź była o tyle symptomatyczna, że wywołała reakcję władz: Ulickiej pogrożono, odwołując serię spotkań autorskich.

Z.R.: Reakcja władz na tym się skończyła?

K.S.: Tak, żadne jej projekty czy publikacje nie są blokowane.

Z.R.: Dlaczego aparat państwowy nie poświęca więcej uwagi literatom o opozycyjnych poglądach?

K.S.: Bierność władz nie jest w tym przypadku oznaką liberalizmu, lecz świadomości, że pisarze mają niewielkie możliwości oddziaływania na opinię publiczną. Nie są zapraszani do mainstreamowych mediów, a w niszowych przekonują przekonanych. Kreml nie widzi w tym poważnego zagrożenia.

Z.R.: A czy krytyczni wobec władz pisarze nie starają się propagować swoich poglądów w swoich książkach?

K.S.: Tacy pisarze jak Ulicka, Bykow, Rubinsztejn czy Akunin skupili się na publicystyce bądź na projektach na granicy literatury i publicystyki. Przełom dokonał się podczas protestów towarzyszących wyborom parlamentarnym w 2011 roku – wówczas pisarze byli bardzo aktywni, walczyli o demokratyczne wybory, założyli Ligę Wyborców. Później okazało się, że rosyjscy literaci nie potrafili poglądów społeczno-politycznych przenieść na grunt twórczości, nie zaczęli pisać literatury zaangażowanej. Można zaobserwować dwie strategie: pierwsza to aktywna postawa obywatelska w działalności pozaliterackiej (udział w protestach, wypowiedzi w mediach), która jednak nie wpływa na poetykę i tematykę tekstów, a druga to chwilowe zaniechanie uprawiania literatury na rzecz publicystyki. Dobrym przykładem drugiego wariantu jest aktywność Lwa Rubinsztejna w mediach i sieciach społecznościowych czy polityczno-poetycki kabaret Dmitrija Bykowa „Obywatel Poeta”. Wyjątkami są Zachar Prilepin i Aleksandr Prochanow, którzy promują swoje poglądy polityczne w tekstach artystycznych.
Napisanie powieści czy poezji zaangażowanej we współczesną problematykę społeczno-polityczną wymaga dobrego przetrawienia otaczającego świata, tak żeby nie była to publicystyka pod płaszczykiem literatury. Nie dotyczy to tylko książek, spójrzmy na reżysera Andrija Zwiagincewa – Lewiatan na poziomie treści to czysta publicystyka. Automatycznie wpływa to na poziom artyzmu, pod tym względem nie może się równać chociażby z Powrotem.

Z.R.: U Zwiagincewa widać ewolucję – dwa pierwsze filmy, Powrót i Wygnanie, były dziełami uniwersalnymi, poruszały wielkie problemy. Tymczasem Elena i, szczególnie, Lewiatan to rzeczywiście pogląd autora na współczesną Rosję.

K.S.: Zwiagincew sobie z tym nie radzi. W ostatnim filmie wypowiada się jako publicysta, jednocześnie nie rezygnując z wielkiej metafory. Te dwa kody są nie do pogodzenia i męczą widza. Wydaje mi się, że liberalni rosyjscy pisarze podjęli świadomą decyzję, aby nie psuć sobie materiału literackiego i nie łączyć narracji publicystycznej z literacką. To dobrze, bo poetyka promująca jedną tylko ideę przestała na szczęście istnieć w 1991 roku, wraz z upadkiem socrealizmu.

Z.R.: Władimir Sorokin dobrze radzi sobie z literacką krytyką władz – weźmy Dzień oprycznika czy Cukrowy Kreml.

K.S.: Opozycyjność Sorokina ma inny charakter. On nie jest typem społecznika, nie bierze udziału w marszach, nie krzyczy z trybuny, choć od dawna w mediach, także zachodnich, bardzo krytycznie wypowiada się na temat obecnej władzy i społeczeństwa w Rosji. Od połowy lat osiemdziesiątych konsekwentnie zajmuje się postmodernistycznym dekonstruowaniem mitów świadomości zbiorowej: na początku dekonstruował mentalność radziecką, a później skupił się na sposobie myślenia imperialistyczno-nacjonalistycznym, wskazując zresztą na ich pokrewieństwo. Sorokina również nie spotykają poważne represje, jego dzieła są sprzedawane w największych księgarniach, organizuje się spotkania autorskie. Zdarzają się co najwyżej incydenty – jak spuszczanie jego książek w sedesie przez młodzieżówkę putinowską. W 2002 roku Sorokina oskarżono o szerzenie pornografii, ale sprawa została umorzona z powodu braku znamion przestępstwa.
Rosyjska literatura straciła swoją świętą rolę, jaką miała w XIX i XX wieku – wówczas władca bał się pisarza. Mikołaj II na tyle lękał się Aleksandra Puszkina, że został jego pierwszym cenzorem. W Związku Radzieckim aresztowano książki. Dziś natomiast to nie instrumenty polityczne mają marginalizować niewygodnych pisarzy, lecz wolny rynek. W konserwatywnej Rosji zbyt obrazoburcze książki nie spotkają się z uznaniem szerokich mas czytelników, nie sprzedadzą się i to już stanowi wystarczającą represję. Można także ograniczać dostęp niewygodnych autorów do mediów, ograniczając w ten sposób ich szanse na promocję.

Z.R.: Czy możemy więc mówić o jakichś formach cenzury twórczości literackiej w Rosji ?

K.S.: Nie, od lat dziewięćdziesiątych XX wieku nic takiego nie istnieje (choć z zupełnie inną sytuacją mamy do czynienia w przypadku mediów). Dochodzi najwyżej do incydentów, takich jak odwołanie spotkania autorskiego, bojkot ze strony konkretnych ugrupowań, ale to margines. Spójrzmy na projekt Dmitrija Bykowa „Obywatel Poeta”: choć bardziej zjadliwej krytyki rządów Putina-Miedwiediewa nie można sobie wyobrazić, twórcy zaangażowani w projekt występują ze swoimi utworami w wielkich obiektach, czasem nawet w budynkach należących do miasta.
Wywierane są natomiast naciski na twórców łamiących tabu obyczajowe. Dla przykładu, w Rosji nie powstaje literatura gejowska. Władze reagują na książki zawierające treści homoseksualne, skrajnie nacjonalistyczne i antycerkiewne czy negujące państwową wizję historii, w szczególności II wojny światowej. Tak jest chociażby w kinematografii, podejrzewam, że powodem wstrzymywania dystrybucji Lewiatana w Rosji była nie pojawiająca się w filmie krytyka miejscowych władz, ale cerkwi. To stanowi tabu. Albo Pussy Riot. Gdyby ten sam performance wykonano na ulicy, prawdopodobnie nie doszłoby do pokazowego procesu. W ich przypadku również chodziło o naruszenie tabu cerkwi. Kiedy dziewczyny z Femen przerywają wybory i kradną urnę, nie spotykają ich takie prześladowania.

Z.R.: Spójrzmy na drugi biegun. Czy Kreml ma dziś swoich literackich michałkowów, oddanych mu twórców?

K.S.: Oczywiście. Przykładem jest Aleksandr Prochanow, który do mniej więcej 2003 roku oskarżał władze o zniszczenie imperium, a później zaczął się z nimi układać. Nie jest on jednak ślepo prokremlowski, to raczej ideolog neoimperializmu. W swojej twórczości odrzuca demokrację, wartości liberalne i przekonuje, że Rosja musi być potężnym, gospodarczo nowoczesnym imperium zbudowanym na prawosławnym narodzie rosyjskim oraz kilku innych etnosach imperiotwórczych.

Z.R.: Właśnie, wielu czołowych pisarzy w swoich poglądach jest zwyczajnie bliskich Kremlowi, ich postawa nie musi wynikać z koniunkturalizmu. Putin proponuje ideę narodową, która dla wielu może być atrakcyjna.

KS: Tak, trzeba jednak pamiętać, że antyliberał czy antydemokrata nie jest automatycznie zwolennikiem Kremla i Putina.
Najbardziej znanymi literatami z grupy nieliberalnej są Eduard Limonow, Zachar Prilepin (przeciwnicy Putina), Aleksandr Prochanow i Michaił Jelizarow. Łączą w sobie w różnych proporcjach lewicowe poglądy gospodarcze z konserwatywno-prawosławnymi, imperialistycznymi lub nacjonalistycznymi wizjami rozwoju Rosji. Ciekawie pisze o tym Jelizarow, który w 2008 roku za powieść Bibliotekarz otrzymał jedną z najbardziej prestiżowych rosyjskich nagród literackich, Rosyjskiego Bookera. To powieść o tym, że Rosjanie potrzebują spójnej i jednoznacznej idei państwowej. Bohaterowie odnajdują ją w książkach trzeciorzędnego socrealistycznego pisarza radzieckiego. Autor sugeruje, że w nowej Rosji nie wyklarowała się nowa koncepcja państwowa, nowa „idea rosyjska”, a szansą na wyjście z ideologicznej próżni jest powrót do dziedzictwa radzieckiego.

Z.R.: Kiedy Putin sięgnął po władzę, od dawna już trwała giełda idei.

K.S.: Tak. I literatura rosyjska eksploruje ten problem. Pisarze wysuwają swoje pomysły, czym może stać się Rosja – liberałowie chcą zapełnić duchową pustkę okcydentalizując kraj, a konserwatyści promując idee odrodzenia narodu rosyjskiego i tradycji prawosławnej. To dwie odpowiedzi na tę samą konstatację: Rosja boryka się z próżnią ideową.

Z.R.: A dlaczego w Rosji do komentowania rzeczywistości, w tym krytyki władz, nie wykorzystuje się reportażu? W Rosji jedynym znakomitym reporterem piszącym książki jest Walerij Paniuszkin. W Polsce działy z reportażami należą do najpopularniejszych, w rosyjskich księgarniach w ogóle ich nie ma.

K.S.: W Rosji istnieje tradycja reportażu literackiego, tak zwanego szkicu fizjologicznego, popularnego w XIX wieku i uprawianego chociażby przez Antona Czechowa. Dziś rzeczywiście brakuje zarówno reportażu literackiego, jak i dziennikarskiego. Wynika to z kilku przyczyn. Po pierwsze, brakuje niezależnych mediów. Po drugie, Rosjanie nie interesują się innymi krajami, a nawet swoim własnym – świat, który ogarnia ich wyobraźnia, nie jest duży, to najbliższa przestrzeń. Po trzecie, potrzeba opisywania trudnej rzeczywistości została poniekąd zaspokojona: od późnej pieriestrojki do połowy lat dziewięćdziesiątych jednym z dominujących nurtów w literaturze rosyjskiej była tak zwana czernucha, czyli neonaturalizm eksplorujący ciemne strony Rosji i Rosjan. Dotykano problemów, o których nie można było pisać, dopóki obowiązywała cenzura, czyli do 1986 roku – opowiadano o prostytucji, warunkach w wojsku, bezdomnych, narkomanach i tak dalej. Najważniejszą jednak przyczyną braku popularności reportażu jest fakt, że Rosjanie żyją bardziej w świecie kultury i idei niż w rzeczywistości.

Z.R.: Co to oznacza?

K.S.: Pisarzy bardziej interesują gry literackie, nawiązywanie do poprzedników, zabawa konwencjami czy podejmowanie idei „koczujących” w rosyjskiej literaturze od lat niż opisywanie otaczającego ich świata. Oto dowód – w kategorii non-fiction w Rosji nagrody otrzymują biografie pisarzy, a nie jak w Polsce reportaże. Przykładów nie brakuje: to Pawel Basinski z Powrotem z raju, biografią Lwa Tołstoja, która odniosła ogromny sukces wydawniczy, to Prilepin z biografią Leonida Leonowa czy najnowszą powieścią Klasztor o inteligencji rosyjskiej na Sołowkach, to Bykow i jego biografia Pasternaka, to Ulicka i książka o Danielu Steinie. Czasem taki, a nie inny wybór tematu jest ucieczką w tematy zastępcze, założeniem historycznej maski. Istnieją, oczywiście, wyjątki – niewielka grupa pisarzy nazywanych neorealistami, do których należy między innymi Roman Sienczin.

Z.R.: A czy pisarze, o których rozmawiamy, są w Rosji poczytni, sprzedają swoje książki w dużych nakładach?

K.S.: Zdecydowanie, mają spotkania autorskie we wszystkich milionowych miastach, są bardzo popularni. W czasach ogólnego spadku czytelnictwa Rosjanie wciąż czytają bardzo dużo. Niedawno brałam udział w czytaniu polskiego dramatu w Niżnym Nowogrodzie, na które przyszło siedemdziesiąt osób. Na spotkania poetyckie – których tradycja w Polsce już umarła – przychodzą nie tylko studenci i literaci, ale też panie z siatkami z bazaru. Można odnieść wrażenie, że Rosjanie mają też poczucie, że wszystko, co powstało po rozpadzie Związku Radzieckiego, jest nieco gorszą literaturą, wciąż odwołują się do swoich klasyków.

Z.R.: Czym tłumaczysz różnicę w zainteresowaniu literaturą w Polsce i Rosji?

K.S.: Jedną z najważniejszych cech kultury rosyjskiej jest jej literaturocentryzm. Literatura odgrywała tam od połowy XVIII wieku specyficzną rolę. Od Radiszczewa przez Puszkina, Gogola, Dostojewskiego po Lwa Tołstoja to pisarze byli ideologami i duchowymi przywódcami narodu, często skonfliktowanymi z władzą. Byli też bohaterami, męczennikami, świętymi – Osip Mandelsztam trafił do łagru za swój wiersz i pociągnął za sobą tych, którzy ten utwór usłyszeli. Literatura zajęła w Rosji na długo miejsce religii i edukacji. Klasycy, którzy byli za czasów radzieckich dopuszczani do druku – Puszkin, Czechow czy ulubiony pisarz Lenina Lew Tołstoj – przetrwali w świadomości zbiorowej jako ikony piękna i dobra.

Z.R.: Dziś jesteśmy więc świadkami historycznego momentu – fundamentalnej zmiany roli pisarza rosyjskiego.

K.S.: Tak, a ta zmiana dokonała się wraz z transformacją gospodarczą i przyjściem wolnego rynku. Zniknęły instytucje państwowe decydujące, kogo dopuszcza się do druku, a kto jest zakazany. Po rozpadzie ZSRR każdy, kto ma środki na wydanie książki, może ją wydać. W rezultacie runęła hierarchia, czytelnik stracił punkty orientacyjne. Obok pisarzy współczesnych na półki księgarń trafiała tak zwana przywrócona literatura – książki wycofane z obiegu w ZSRR lub nigdy nie dopuszczone do druku. Zorientowanie się w tym chaosie utrudniał też fakt, że sami pisarze zmieniali z czasem poglądy. Byli na przykład tacy, którzy w czasach radzieckich walczyli z państwem, a po jego upadku zaczęli je wychwalać, konstatując, że Federacja Rosyjska jest jeszcze większym złem.

Z.R.: Nawiązywanie do czasów radzieckich i rozliczenie z nimi to ważne tematy w literaturze?

K.S.: Tak, choć to nie wyłącznie kwestia rozliczeń. Na nowo wydaje się dziś też literaturę radziecką, przy tym nie tylko klasyków, a również trzeci garnitur ówczesnych pisarzy. Robią to wydawnictwa komercyjne, czytają ich też młodzi. Rosyjska literaturoznawczyni Natalia Iwanowa pisała kiedyś, że połowi lat dziewięćdziesiątych, kiedy minął pierwszy zapał do budowy nowej państwowości i przyszły pierwsze rozczarowania, nastojaszczeje (współczesność) zmieniło się w nostaliaszczeje – współczesną nostalgię za przeszłością. Niedawno zmarły socjolog Borys Dubin mówił, że współczesny Rosjanin idzie do przodu, ale odwrócony plecami. Patrzy więc w tył.

Z.R.: Na czym polega ta nostalgia? Twórcy nawiązują do wielkich projektów cywilizacyjnych czy historii intymnych?

K.S.: Wielu literatów nawiązuje do radzieckiej przeszłości nie z przyczyn ideologicznych – potępienia czy przeciwnie – pochwały tych czasów. Robią to po prostu dlatego, że wtedy upływało ich dzieciństwo, młodość, pierwsze miłości. Prywatne życia toczyły się wśród wielkich dekoracji radzieckiej historii. Można więc z nostalgią wspominać pochody pierwszomajowe i zapach świeżo uprasowanego pionierskiego krawata, a jednocześnie potępiać ZSRR jako twór polityczny, jak robi to w swoich tekstach Timur Kibirow. Takie rozdwojenie pamięci jest typowe dla średniego i starszego pokolenia pisarzy.
Tematy osobiste stały się popularne pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Doszło wówczas do małej stabilizacji, której Rosjanie od dawna nie zaznali, a to z kolei sprzyjało poświęceniu większej uwagi swoim małym sprawom. Po przyjściu Putina do władzy i ugruntowaniu tego poczucia bezpieczeństwa (zachwianego przez kryzys gospodarczy 1998 roku) pojawiła się wykształcona klasa średnia, która nie chce ani literatury brukowej, ani nazbyt skomplikowanej. Chcą mieć poczucie, że książki, które czytają, poruszają ważne tematy, są ambitne, ale przystępne, modne, odwołują się do doświadczeń każdego człowieka. Odpowiedzią na to zapotrzebowanie są pisarze tacy jak Ludmiła Ulicka czy dramaturdzy jak Jewgienij Griszkowiec. Kolejnym przełomem były dopiero wspomniane protesty z lat 2011 i 2012 oraz późniejsza polityzacja życia, które sprawiły, że sprawy osobiste schodzą na dalszy plan, ważna staje się perspektywa szersza – polityczna, społeczna, ideowa.

Z.R.: Wspomniałaś o Griszkowcu, świetnym dramaturgu. Na jego przykładzie widać, że również rosyjski teatr jest przestrzenią, w której dyskutuje się o współczesnej Rosji.

K.S.: Tak, uważam, że to właśnie teatr przejął w Rosji funkcję reportażu. Pionierami byli Ludmiła Pietruszewska i Nikołaj Kolada. Kolada zaczął pisać o Rosji prowincjonalnej, ale nie jak twórcy czernuchy, z dystansem zewnętrznego obserwatora, a z pozycji równego, współczującego. Ta zmiana perspektywy zrobiła furorę. Było to o tyle łatwiejsze, że Kolada sam pochodzi z prowincji, mieszka w uralskim Jekaterynburgu. To cecha charakterystyczna współczesnej Rosji – większość najważniejszych prozaików pochodzi z Rosji centralnej, europejskiej, lub przynajmniej od dawna tam zamieszkuje, a dramaturdzy, jak Kolada, Griszkowiec, Wiaczesław Durnienkow czy Iwan Wyrypajew – z syberyjskiej prowincji. Dramat zawsze najszybciej reagował na zmiany, bo mniej czasu zajmuje napisanie dramatu niż prozy – w czasach odwilży Chruszczowa zanim pojawiły się wielkie powieści, już mieliśmy utwory dramatyczne.

Z.R.: Dramaturdzy krytycznie opisują współczesną Rosję?

K.S.: W dramacie trudniej jest krytykować, ten gatunek zakłada dialog, a więc wymianę poglądów bohaterów, a nie narzucenie nam punktu widzenia narratora. Tak jak w reportażu, również w dramacie raczej przedstawia się świat, niż go ocenia. Tym bardziej, że sporo współczesnych tekstów dramatycznych to sztuki dokumentalne, tworzone techniką verbatim, a więc na podstawie wywiadu środowiskowego, rozmów z ludźmi. I, co ciekawe, władza dostrzegła zagrożenie w tym zjawisku. Niedawno moskiewski Teatr.doc, który wystawiał sztuki dokumentalne, został zmuszony do opuszczenia zajmowanego budynku.
Z tego nurtu wyłamuje się Wyrypajew, który szczególnie ostatnio pisze teksty metaforyczne, filozoficzne, naznaczone odautorską ideą.

Z.R.: W XX wieku Rosja mogła się pochwalić wieloma znakomitymi pisarzami, których docenił świat. Czy Twoim zdaniem dzisiejsi rosyjscy twórcy dorównują swoim poprzednikom?

K.S.: Za mało czasu minęło, żeby dokonać takiej oceny. Wiemy, że ograniczenia polityczne stymulują powstawanie arcydzieł, tak było też w polskiej sztuce. W warunkach względnej wolności i pluralizmu idei trudniej stworzyć dzieło, które będzie czytelne i poruszające dla wielu, trudniej zadziwić formą. Nie można jednak mówić o zastoju w dziedzinie literatury. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza ukazały się doskonałe nowe teksty „starych” pisarzy, takich jak Władimir Makanin czy Gieorgij Władimow, do mainstreamu weszły dzieła twórców dotychczasowego undergroundu, takich jak Sorokin, Pietruszewska. Wzeszły też całkiem nowe gwiazdy – Wiktor Pielewin, Zachar Prilepin, Olga Sławnikowa. Współczesna literatura rosyjska jest bardzo różnorodna. I mimo że na język polski tłumaczy się sporo, to promocja tych tekstów jest niewystarczająca.


Katarzyna Syska jest badaczką literatury i kultury rosyjskiej, asystentem w Instytucie Filologii Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez kilka lat pracowała jako wykładowca na Rosyjskim Państwowym Uniwersytecie Humanistycznym w Moskwie.

Zbigniew Rokita jest redaktorem w dwumiesięczniku „Nowa Europa Wschodnia”, stałym współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego”. Specjalizuje się w problematyce wschodnioeuropejskiej.


W 2016 r. do Nagrody Literackiej Miasta Gdańska Europejski Poeta Wolności nominowany jest rosyjski pisarz Siergiej Stratanowski, jeden z głównych przedstawicieli samizdatu. Poeta nigdy nie krył sprzeciwu wobec agresywnej polityki, czemu daje wyraz w swojej twórczości. Więcej informacji na temat pisarza i nominowanego tomu znajduje się w zakładce Nominacje.

Adam Pomorski, autor polskiego przekładu nominowanego tomu Graffiti, w specjalnym wywiadzie mówi o twórczości Siergieja Stratanowskiego, sytuacji wschodnioeuropejskiej literatury oraz o istocie wolności. Rozmowa dostępna jest  na kanale Europejskiego Poety Wolności.