„Stratanowski to uosobienie pięknej tradycji rosyjskiej inteligencji” – mówi w rozmowie z Adamem Pluszką Adam Pomorski, tłumacz Siergieja Stratanowskiego, rosyjskiego poety nominowanego do Nagrody Europejski Poeta Wolności. Zachęcamy do przeczytania wywiadu, który ukazał się w książce „Wolne słowa. Zestaw podręczny do ćwiczeń indywidualnych i zbiorowych” pod redakcją Grzegorza Jankowicza i Zofii Król, wydanej w ramach festiwalu Europejski Poeta Wolności.

adam_pomorski_epw

Siergiej Stratanowski otwiera wciąż jątrzące się rany rosyjskiej historii?

Stratanowski pisze o jątrzącej się współczesności. Jego Graffiti to precyzyjna, zgodna z wynikami badań i opisów socjologicznych diagnoza stanu świadomości społecznej w dzisiejszej Rosji. Świadomości ułamkowej, wewnętrznie sprzecznej, uzbieranej – zgodnie z tytułem tomu – z miejskich graffiti, z migawek życia codziennego. Świadomości, w której okruchy od dawna przeinaczonej pamięci historycznej i groteskowo anachronicznej tradycji wraz z równie opacznymi postrzeżeniami i sądami o nowym, koślawo modernizującym się świecie wciąż na nowo składają się w niespójną całość prawem mitycznego bricolage’u. To słynne pojęcie wprowadził do antropologii społecznej Claude Lévi-Strauss. W myśleniu mitycznym – „nieoswojonym” czy zmanipulowanym w społeczeństwie masowym przez całe przemysły propagandy, PR-u, reklamy (znacznie bardziej dziś wyrafinowane niż te nazwy) – bricolage to coś jak myślowa zabawa klockami: klocki – elementy myślowej budowy – są wciąż te same, ale przekłada się je w coraz to inny sposób. Ze światem obiektywnym ten obraz poznawczy z reguły nie jest zgodny, za to integruje świat naszych społecznych wyobrażeń, stereotypów, intencji, emocji. Klasyczną, arystotelesowską definicję prawdy zastępuje poczuciem oczywistości. Biada temu, kto jej przeczy.

O problemach, które porusza w swoich wierszach, nikt nie chce już pamiętać?

Przeciwnie, podobnie jak choćby w Polsce, lecz w znacznie potężniejszej postaci i w znacznie masywniejszej populacji, szacowanej od lat na mniej więcej dwie trzecie całego społeczeństwa rosyjskiego, te procesy redefiniowania zbiorowej tożsamości i charakteryzującej ją rzekomej tradycji historycznej postępują już od ćwierćwiecza. Tradycja to rzekoma, bo oparta nie na wiedzy o realiach i wydarzeniach, lecz na różnych wprasowanych przez dziesięciolecia w świadomość zbiorową obrazach i przeświadczeniach. Dla współczesnego chaosu myślowego, będącego przecież przesłanką ucieczki od wolności, w rzeczywistości od kilkudziesięciu lat rozchwianych społecznych norm i układów odniesienia znamienne jest krzyżowanie się, i to na niskim, bezrefleksyjnym poziomie, obrazów i przeświadczeń pochodzących z różnych, na pozór niezgodnych źródeł. Może być tak, jak w głowie tej starszej kobiety z prowincji, która od niedawna wielbi cara „nowomęczennika” Mikołaja II zamordowanego przez bolszewików, a jednocześnie bolszewickiego herosa – Pawkę Korczagina z propagandowej socrealistycznej powieści Jak hartowała się stal. To się potwierdza w badaniach społecznych: kult Mikołaja II nieraz bez kłopotu łączy się z kultem Stalina. A może też być tak, jak w innych migawkach Stratanowskiego: prostacka pijacka orgia nowobogackich Rosjan na pokładzie krążownika Aurora, dziura w petersburskim pomniku Lenina na pancerce wyrwana wybuchem dla świątecznego dowcipu, a obok – w kontraście z nowym blichtrem – świat odwiecznej nędzy, pijaństwa, patologii i prymitywu mentalnego. Świat, w którym sąsiad morduje sąsiada, by zająć jego metraż, albo podpala jego nowy, zbudowany z państwowego odszkodowania dom, bo jemu się też należy. Frustracja rodzi agresję, a agresja, czego jesteśmy świadkami, wylewa się już w ostatnich latach poza granice Rosji. Jeżeli ktoś nie chce o tym pamiętać, sam sobie jest winien. Poeta pamięta – a Siergiej Stratanowski to poeta.

Stratanowski wciąż działa w podziemiu, niezależnie od władzy rządzącej?

Stratanowski to przede wszystkim poeta z mocnym zapleczem intelektualnym – filologicznym (również z domu – jako syn wybitnego filologa klasycznego), filozoficznym, antropologicznym, religioznawczym. Od lat młodzieńczych obracał się w kręgu wspaniałej elity umysłowej Rosji – na uniwersytecie zdążył postudiować choćby u Władimira Proppa, klasyka antropologii kulturalnej. Od 1968 roku, pod wpływem wstrząsu wywołanego agresją sowiecką w Czechosłowacji, działał w podziemiu, a właściwie w drugim obiegu, kulturze – jak się ją nie tak jeszcze dawno w Rosji określało bachtinowskim pojęciem – „nieoficjalnej”. Współredagował najważniejsze samizdatowe czasopisma tego nurtu, był uczestnikiem organizowanych w prywatnych mieszkaniach seminariów filozoficznych. W tym środowisku zaprzyjaźnił się z przyszłymi twórcami Memoriału; w nowej, pokomunistycznej Rosji podjął działalność w tej organizacji, masakrowanej dziś przez Putina. Od 1989 roku uczestniczy w oficjalnym życiu literackim, wydał sporo tomów poezji, jest ceniony i nagradzany. Z władzą oczywiście się nie wiąże, źle też ocenia ewolucję nastrojów i poglądów w środowisku inteligencji, która dziś w coraz większym odsetku bliższa bywa raczej kołtunerii. Siergiej Stratanowski to właściwie uosobienie pięknej tradycji rosyjskiej inteligencji – tej prawdziwej – jej postawy i jej kodeksu wartości. O żadnym „podziemiu”, ani tym z samizdatu, ani z Dostojewskiego mowy dziś nie ma – chociaż na to, co dzieje się z jego krajem i z jego współobywatelami, poeta patrzy z gniewem, z odrazą i z ironią zarazem.

Ironia to dobra broń?

Ironia to nie broń. Od czasów Sokratesa to sposób na zmuszenie rozmówcy do autorefleksji. Zwłaszcza w takich czasach jak obecne ironiczna konfrontacja punktu widzenia z punktem odniesienia jest bardzo pożądana. Również w Polsce, jak sądzę. I to nie tylko w poezji.

Jednak ironia u niego jest gorzka. Z czego ona wynika?

Ironia zazwyczaj jest gorzka, a przynajmniej cierpka, i trudno, żeby nie była, również w XXI wieku. Chodzi jednak nie o gorycz, ale o czytelność ironii, o wyczucie ambiwalencji. Dzisiejsza kultura i literatura w gruncie rzeczy eliminują ambiwalencję. Dominuje dyskurs zdroworozsądkowy, a próby jego naruszenia nie sięgają progu groteski, ironii czy – z drugiej strony – tragizmu, bo nie są w stanie stworzyć lub odtworzyć stylu. To, czym za młodu zaczytywaliśmy się w moim pokoleniu, co mieliśmy pod skórą – Białoszewski, Mrożek, Lec, Gombrowicz czy Witkacy, nie mówiąc już o pisarzach dawniejszych i obcojęzycznych – dziś nie należy do kanonu lektur prywatnych. Coraz częściej czyta się Gombrowicza, o zgrozo, na zasadzie, że Słowacki wielkim poetą był, ginie zaś trucizna, ambiwalencja, odczytanie serio tego, co nie zostało wypowiedziane w tonie poważnym. To proces ogólny. Wiąże się z systemem nauczania, doborem lektur, rodzajem studiów, z tym, że podstawowym medium języka pisanego jest Internet. Tymczasem ironia jest ambiwalentna. Kiedy pan zacznie opowiadać dowcipy, których nikt nie rozumie, a tłum tubylców weźmie je dosłownie, w najlepszym razie ugotują pana żywcem w kotle. To również problem Stratanowskiego: przy jego nastawieniu, przy jego ocenie rzeczywistości i systemie wartości, chociaż tego określenia bardzo nie lubią ideologowie współczesnej sztuki, on nie może nie być ironiczny.

Czym się wyróżnia poezja Stratanowskiego?

„Druga kultura”, jak się ją dzisiaj określa w Rosji (w Polsce mówiło się o kulturze „drugiego obiegu”), nie była zjawiskiem wyłącznie politycznym. Odczytanie poezji Stratanowskiego wyłącznie przez pryzmat polityczny to błędny trop. W Rosji, jak już wspomniałem, jeszcze kilkanaście lat temu używano Bachtinowskiego pojęcia „kultury nieoficjalnej” – u Bachtina kulturą nieoficjalną jest na przykład karnawał: to nie kwestia opozycji politycznej, ale kultury, by tak rzec, podprogowej w konfrontacji z oficjalnym decorum. Nie należy mówić o opozycji, lecz raczej o inwersji kultury oficjalnej. Stratanowski ukształtował się w takim środowisku. Z jednej strony było to oczywiście środowisko antykomunistyczne, które nawiązywało do różnych historycznych wzorców, zwłaszcza modernizmu (w szerokim angielskim sensie: od moderny do awangardy), do tradycji własnej literatury i do kultury powszechnej, z drugiej jednak strony istniała właśnie inwersja, a do inwersyjnej ambiwalencji naturalnym kluczem była ironia. Przenosząc się na grunt polski – Kantora czy Białoszewskiego nie traktowaliśmy w kategoriach opozycji politycznej, ale zarazem w sposób oczywisty nie mieścili się oni w decorum kultury oficjalnej czasów komunistycznych. Przecież Kantor wadził się krwawo z polską tradycją narodową, a Białoszewski swój antyheroiczny Pamiętnik z powstania warszawskiego (małymi literami!) ogłosił w apogeum Moczarowskiego nacjonalizmu. I taki jest właśnie problem Stratanowskiego, oczywiście toutes proportions gardées. Dlatego byłbym ostrożny z kwalifikacjami politycznymi – ten poeta broni swojej wolności i broni wolności stosunku do rzeczywistości. Jest wolnym człowiekiem. Co nie znaczy, że produkuje ideologiczny manifest. To byłoby aktem zniewolenia, zaprzeczającym ambiwalencji, która jest mu potrzebna do bycia poza. On jest nie z tej bajki.

A z jakiej?

Stratanowski bardzo konsekwentnie przeprowadza swój pomysł z graffiti, robi zdrapki, łapie migawki, scenki, choć trudno je tak nazwać, można by raczej mówić o figurach językowych czy myślowych, stereotypach pół-mowy czy nie-do-myśli – bo to nawet nie jest myślenie, tylko bełkot. Stratanowski pracuje w takim tworzywie. Nie pisze programu ideologicznego, ale konfrontuje się z bełkotem: powszednim i odświętnie zideologizowanym.

Nastręcza tłumaczowi jakichś specyficznych trudności?

I tak, i nie. Oczywiście pierwszy problem to ambiwalencja, o której mówiłem. Nie można tłumaczyć oryginału na styl czy język niezrozumiały dla współczesnego polskiego odbiorcy, a współczesny polski odbiorca poezji jest zazwyczaj młodym człowiekiem, zwykle nieprzygotowanym do odbioru ironii i ambiwalencji. Trzeba mu to jakoś zasugerować. Trudność już na samym początku wynika z nieciągłego sposobu nauczania szkolnego i nieciągłej wiedzy o rzeczywistości współczesnej. Proszę mnie źle nie zrozumieć, to jest niezwykle zdolne pokolenie, obserwuję je z najwyższym szacunkiem i przyjaźnią. Ale trzeba im tłumaczyć wszystko od zera, nie mają odpowiedniego bagażu wiedzy. Tu dygresja: jedną z uczonych filolożek rosyjskiej szkoły formalnej na początku lat dwudziestych oddelegowano z Petersburga do prowadzenia zajęć na przyspieszony kursie dla proletariuszy. Miała tam okropne kłopoty – przerabia klasykę, jakiś Tołstoj, Gogol, Turgieniew, Dostojewski czy Flaubert z Panią Bovary, a co pojawi się w powieści jakaś uwiedziona i porzucona, proletariusze wyciągają nagana i pędzą, żeby ukarać złego uwodziciela. Zachował się dziennik tej wybitnej uczonej, w którym po wielu narzekaniach na tę sytuację nagle pojawia się wpis wersalikami, z pięćdziesięcioma wykrzyknikami: „JUŻ WIEM!!!”. A po nim nieśmiertelna fraza: „PRZECIEŻ ONI NIE MAJĄ APERCEPCJI KULTURALNEJ!”. Czyli nie mają kanonu wiedzy kulturalnej i zasobu przerobionych tekstów, do których mogliby coś nowego dołączyć. Z dzisiejszą młodzieżą jest jak z tymi proletariuszami i z tego też wynika niebezpieczeństwo odczytania Stratanowskiego tylko przez pryzmat polityczny: brakuje refleksji o ambiwalencji. Czytelnik nie odwołuje się do obcych sobie zjawisk kulturowych, ale do rudymentów wiedzy politycznej na poziomie gazetowym, czyli propagandowo-ideologicznym: był jakiś komunizm, komunizm to totalitaryzm, wobec czego rzeczywistość jest be, a jak ktoś był przeciwko komunizmowi, to znaczy… i tak dalej. Tego jednak nie da się ująć na skróty. Znikałby sens estetyczny.

Może podać pan przykład?

Dam jeden. Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini – by pozostać w obrębie wschodnioeuropejskiego postmodernizmu – w ostatnich kilkudziesięciu latach wykorzystywali między innymi poetykę centonu (w późnym antyku była to forma utworów literackich złożonych z samych cytatów wielkiej tradycji – głównie Wergiliusza). Brali na warsztat, tak jak Stratanowski w swoich graffiti, cytaty z nowomowy, tej codziennej i tej oficjalnej, ze zbanalizowanych, sfrazeologizowanych tekstów poetyckich, literackich, gazetowych. Istotne było właśnie sfrazeologizowanie, zidiomatyzowanie: te wtręty musiały być rozpoznawalne nie ze względu na źródło, ale na powszedni użytek. Jerzy Czech, a po trosze i ja, na różne sposoby tłumaczyliśmy to na polski, aż w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że to, co dla nas było od czasów PRL sfrazeologizowane, zidiomatyzowane i śmiesznie w tym groteskowe – dla innych przestaje być czytelne. Nagle nasze dowcipy przestały śmieszyć. Na przykład do tłumaczenia białoruskiego wiersza Andrieja Chadanowicza wprowadziłem linijkę: „A Dzierżyński serce ma i patrzy w serce”. Pan się jeszcze śmieje, ale źródła tego określenia nie ma obecnie w programie nauczania, nikt nie rozpoznaje Mickiewicza, którego szkoła nie zbanalizowała, a zatem dowcip znika. Wracając więc do pytania, jakie trudności stoją przed tłumaczem Stratanowskiego – między innymi takie. W kilku wierszach musiałem dawać podpowiedzi, żeby czytelnik zrozumiał, o co chodzi, a i tak myślę, że pewne tropy umkną. Choćby to, co dotyczy Aleksandra Grina. Tego prozaika czytano jako odtrutkę na socrealizm, bo pisał bajeczne powieści awanturnicze, dziś byśmy powiedzieli, że fantasy, absolutnie niewinne, taki Andersen dla dorosłych. Musiałem to troszkę udosłownić, bo Stratanowskiemu wystarczy, że wymieni imię bohatera czy sam tytuł, i każdy rozumie. A kto dziś pamięta, że Grina wydawano też w Polsce?

Gdzieś przeczytałem, że rosyjskie społeczeństwo nie potrzebuje poezji rosyjskiej.

Przeczytał to pan zapewne w tekście przemówienia Siergieja Stratanowskiego wygłoszonego po wręczeniu mu Nagrody im. Andrieja Biełego: „Swoje dzisiejsze przemówienie postanowiłem poświęcić staremu tematowi przeznaczenia poety. Z początku powiem jednak o prestiżu sprawy, której oddałem życie. W latach sześćdziesiątych, kiedy byłem młody, prestiż poezji i zajęcia poety był bardzo wysoki. Dosyć wysoki był też w latach siedemdziesiątych i w pierwszej połowie osiemdziesiątych. Począwszy od pieriestrojki, kiedy pojawiła się możliwość swobodnego wyrażania własnej opinii bez uciekania się do formy wiersza, prestiż ten zaczął gwałtownie spadać. Obecnie społeczeństwo w Rosji nie potrzebuje poezji rosyjskiej: księgarnie nie przyjmują książek współczesnych poetów, nie poświęca jej uwagi telewizja, nawet kanał Kultura. Mimo to liczba osób, pisujących wiersze, wcale nie zmalała, może nawet wzrosła. Zmalała liczba osób, które czytają wiersze. […] Uważam jednak, że w naszych czasach i w naszym kraju poeta musi przeciwstawiać się duchowi przemocy, broniąc wartości humanistycznych i chrześcijańskich. Wiem, że chrześcijaństwo i humanizm to różne rzeczy i że często w historii dochodziło między nimi do konfrontacji. Dla mnie jednak te dwa systemy wartości uzupełniają się wzajemnie. Mówi się często, że poeta i poezja nic nikomu nie są winne. Być może, lecz sam poeta jak każdy człowiek winien być odpowiedzialny lub nieodpowiedzialny. Wybieram to pierwsze, nie uważam jednak, by mój wybór był obowiązujący dla wszystkich”.

Jak przejawia się odpowiedzialność w jego poezji?

Przede wszystkim chodzi o współczucie, schopenhauerowskie współczucie i przekonanie o racji moralnej. To wyraźne „nie” wobec spodlenia, także na poziomie czysto życiowym w tym szczurzym świecie oraz w tradycji tego spodlenia. Współczucie jest wszechogarniające, o szacunek w tym upodlonym świecie znacznie trudniej – do niego trzeba dorosnąć. Odpowiedzialność Stratanowskiego to odpowiedzialność diagnozy. Jako socjolog z wykształcenia znam badania dotyczące świadomości społecznej w Rosji, a Stratanowski – który opiera się na obserwacjach, a nie tylko na badaniach – doskonale i precyzyjnie to ilustruje. Na podstawie jego wierszy można się sporo nauczyć o współczesnej rzeczywistości rosyjskiej.

Ta odpowiedzialność opiera się na wewnętrznym dekalogu?

Na pewno, a w tym także na dekalogu środowiska i kultury, w której Stratanowski się ukształtował, tradycji myślowej. To tradycja modernistyczna, ciągłość myśli, i – chciałoby się rzec – duchowości nowoczesnej. Co znamienne, Rosja oficjalna do dziś jest antymodernistyczna jak za czasów sowieckich, tylko że teraz wraca do swojej właściwej klasyki ideowej, czyli do czarnej sotni. W reakcyjnej tradycji z początków XX wieku szuka swoich korzeni, a opierając się na niej, zwalcza myśl już nie tylko liberalną, ale po prostu humanistyczną, która oczywiście wyrosła z podłoża nowoczesnego. Istnieje między innymi – mówię to gwoli przykładu – takie upiorne forum internetowe Antimodiernizm.ru: rasistowskie, szowinistyczne, nacjonalistyczne, ultraprawosławne, faszyzujące albo wprost faszystowskie w totalitarnym znaczeniu. W niezwykle agresywny sposób atakuje się tam dorobek i mistrzów wielkiej rosyjskiej humanistyki, antropologii kultury – tej, u której mistrzów studiował Stratanowski. Wszystko to zresztą nurt bardzo szeroki. Przejście od czerwonego do czarno-brunatnego totalitaryzmu odbywa się stale, te radykalizmy piją sobie z dzióbków. Ogarnęło to już większą część opinii publicznej, podatną na ten reakcyjny lifting. Obyśmy my w Polsce nie okazali się podatni na tę samą chorobę – dlatego też warto tłumaczyć Graffiti Stratanowskiego.


 

wolneslowa_okladka_PLWywiad Adama Pluszki z Adamem Pomorskim, tłumaczem poezji Siergieja Stratanowskiego, pochodzi z książki „Wolne słowa. Zestaw podręczny do ćwiczeń indywidualnych i zbiorowych” pod redakcją Grzegorza Jankowicza i Zofii Król, wydanej w ramach festiwalu Europejski Poeta Wolności.