Tokarczuk2„Wolność” to jedno ze sztandarowych słów Europy. Chyba nigdzie na świecie to pojęcie nie jest tak odmieniane przez przypadki, dyskutowane i nadinterpretowane – mówi Olga Tokarczuk. Michał Sowiński pyta nową członkinię Jury Nagrody m.in. o to, czym jest poezja i jakie ma znaczenie dla literatury oraz polityki.

Dlaczego zdecydowała się Pani dołączyć do jury Nagrody? Czytuje Pani dużo poezji?

Myślę, że będę bardzo dobrym nabytkiem do jury, ponieważ rzadko czytuję poezję. Zakładam jednak, że dobra poezja jest uniwersalnym językiem, który nawet takich laików jak ja nie pozostawia obojętnych i głęboko porusza. Mam nadzieję, że właśnie takie będziemy czytać wiersze w tym roku. Będę się kierowała instynktem i zwyczajną wrażliwością na słowo, którą, zakładam, mają też prozaicy. Myślę, że kiedy tekst jest mocny i dobrze zrobiony, to nie ma znaczenia, czy to jest poezja czy proza.

Nagroda EPW to bardzo specyficzna inicjatywa – autorzy biorący w niej udział mogą pochodzić z każdego kraju, który geograficznie wchodzi w skład kontynentu europejskiego. Czemu to służy? Jaka, Pani zdaniem, idea stoi za tym pomysłem?

Rozumiem, że jest to poszukiwanie uniwersalnego języka ponad językami narodowymi i granicami państw. Szukanie pewnego wspólnego mianownika dla Europy w języku literatury. Jestem całym sercem za budowaniem silnej tożsamości europejskiej i wierzę, że taka tożsamość będzie powstawać między innymi dzięki literaturze.

W nazwie nagrody pojawia się pojęcie wolności. To bardzo wieloznaczne słowo. Jak w tym kontekście je Pani rozumie? Kim jest Poeta Wolności?

„Wolność” to jedno ze sztandarowych słów Europy. Chyba nigdzie na świecie to pojęcie nie jest tak odmieniane przez przypadki, dyskutowane i nadinterpretowane. Można powiedzieć, że to główna idée fixe Europy. Jednak nieustanne zmiany w polityce, w ekonomii, w sytuacji na świecie ciągle naświetlają to pojęcie z innej strony. Dziś wolność ma nie tylko znaczenie polityczne, ale przede wszystkim społeczne; pojawia się też w kontekście dominującej ekonomii, nabiera nowych wymiarów w związku z wszechobecnością mediów, internetu, prywatności. O wolności należy dziś mówić także przy temacie nieprawdopodobnych postępów medycyny – wolności wyborów, z których jeszcze do niedawna nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Nagroda EPW, mimo że dotyczy poezji, nie jest w stanie uciec od kwestii politycznych i społecznych (a może nie powinna?). Choćby dlatego, że w jej strukturę wpisany jest polityczny podział na państwa. W tegorocznej edycji brać będzie udział autor/autorka z Rosji – jaka byłaby rola Nagrody w tym kontekście? Czy jest to problem, a może wyzwanie?

To świetnie, że pojawi się poeta albo poetka z Rosji. Tak powinno właśnie być ze względu na to, co się dzieje w Rosji. Może to właśnie stamtąd padną najmocniejsze frazy.

 Bycie jurorem w konkursach literackich jest chyba szczególnie trudne, gdyż kryteria są tu wyjątkowo niejasne i indywidualne. Ale chyba w przypadku poezji jest to jeszcze trudniejsze. Jak porównywać siedmiu autorów, którzy piszą najczęściej zupełnie różne rzeczy? I w przypadku nagrody EPW dochodzi jeszcze trzecia komplikacja – każdy z autorów wywodzi się ze skrajnie odmiennych kontekstów kulturowych (np. w tegorocznej edycji będzie brać udział poeta/poetka z Portugalii i Macedonii). Jakimi kryteriami będzie się Pani kierować podczas swoich prac jurorskich?

To prawda. Trudno jest porównywać dzieła literackie, zawsze. Sądzę – może trochę naiwnie – że wśród przedstawionych nam wierszy będzie po prostu coś, co mnie dotknie, zachwyci, poruszy i nie da spokoju.

We współczesnej kulturze polskiej poezja zdaje się odgrywać coraz mniejszą rolę. W szerszej świadomości czytelniczej funkcjonuje właściwie tylko kilka nazwisk, głównie noblistów. Czy uważa Pani, że EPW (zarówno nagroda, jak i festiwal) ma szansę to zmienić? A może nie powinna? Czy poezja powinna pozostawać w przestrzeni elitarnej, w swoim własnym, wewnętrznym obiegu?

Poezja jest elitarna i czerpie pełnymi garściami ze swojej elitarności. Poniekąd zawsze tak było. Poeci wyżej noszą głowę niż pisarze, którzy są uważani trochę za rzemieślników. To wobec poetów używa się słowa „wieszcz”. Mnie się podoba taka poezja, która wchodzi w język codzienny. Którą się śpiewa w pubach. Albo taka na T-shirtach. Myślę, że poezja, która pozostaje w swoim wewnętrznym obiegu, obumiera – jest jak woda z recyklingu, która może jest chemicznie czysta, ale kompletnie nie ma już w niej świeżości.

Pani twórczość jest kojarzona z prozą (przede wszystkim z powieściami i opowiadaniami), jednakże debiutowała Pani tomikiem poetyckim (Miasto w lustrach). Dlaczego zarzuciła Pani pisanie poezji? A może planuje Pani wrócić do niej?

Przy całym szacunku do poetów, pisałam wiersze z braku czasu. Moim naturalnym żywiołem – gdy tylko nauczyłam się zdobywać czas – stała się proza i potęga opowieści. Wcale nie uważam za Miłoszem, że „więcej waży jedna dobra strofa / Niż ciężar wielu pracowitych stronic”. Wręcz przeciwnie. Jedna dobra powieść więcej waży niż tysiące wydanych tomików. (śmiech)

Czym, według Pani, różni się proza od poezji? Czy któryś z tych dwóch „trybów pisania” wydaje się Pani bardziej uprzywilejowany do wyrażania, komunikowania pewnych treści, opisywania czy też tłumaczenia pewnych fragmentów rzeczywistości?

Czasami myślę, że te dwa tryby różnią tylko sprawy techniczne – sposób zapisania, lakoniczność i obecność bądź nieobecność opowieści. Skoro jednak uznano, że to dwa osobne królestwa – niechże tak będzie. Dla mnie istnieje po prostu dobra literatura.

Rozmawiał Michał Sowiński

Michał Sowiński, absolwent filologii polskiej (specjalności antropologiczno-kulturowej). Doktorant w Katedrze Antropologii Literatury i Badań Kulturowych UJ. Przygotowuje rozprawę doktorską o związkach literatury i ekonomii. Kierownik grantu „Ekonomia i literatura. Związki między logiką ekonomii a literacką mimesis” przyznanego przez NCN.  Redaktor w wydawnictwie Ha!art. Dyrektor programowy Festiwalu im. Jana Błońskiego. Współpracuje z Instytutem Kultury Miejskiej w Gdańsku przy Międzynarodowym Festiwalu Literatury Europejski Poeta Wolności.