„Jutro, które już wcale nie jest jutrem, znowu przyjdzie.” Tak Zygmunt Kubiak przetłumaczył jedną z najciekawszych fraz Kawafisa nie bez powodu pojawiającego się jako bohater na samym początku tomu Balšy Brkovicia. „Czarne boisko” jest bowiem klasycystycznym aktem buntu przeciwko niezgodzie – a w tym pozornym paradoksie tkwi istota poezji czarnogórskiego twórcy.

„Jeśli jak najgłębiej poszukam, / Podczas bezwstydnej / Orgii samoprzypominania / Zdołam sobie / Przypomnieć”, wyznaje Brković w jednym z wierszy. Przypominanie dotyczy tutaj urodzin matki i ojca, jednak snując rozważania na temat całej książki, możemy pominąć to, co istotne jest w kontekście pojedynczego utworu. Słowa-klucze to „poszukać” i „przypomnieć”.

Całe „Czarne boisko” jest formą poszukiwania, stanowiącego w tych wierszach istotę nie tylko pisania, ale również życia jako takiego. Czarnogórczyk – w warstwie dosłownej – szuka różnych rzeczy: diabła w spektakularnym mini-poemacie, wspomnień o rodzinie, istoty lat 70., zależności między poezją a futbolem czy symbolicznego „lotniska z onyksu”. Poszukiwanie to jest jednak zawsze świadectwem głębokiej refleksji nad światem. Jak mawia popularne polskie przysłowie, „nie chodzi o to, aby złapać króliczka, ale żeby go gonić”; Brković nie usiłuje poznać tajemnic zasiedlanej przez jego jaźń rzeczywistości za wszelką cenę. Próbuje za to – w dużej mierze skutecznie – w trakcie swoich „bezwstydnych” poszukiwań odnaleźć jakąś mniejszą prawdę, prawdę drobiazgu, która go w zupełności zadowala, bo to w niej kryje się istota życia: „Pomoc nadejdzie, gdy dotknę drogi, tylko wtedy. / Plecy mej ukochanej. Moje lotnisko z onyksu”.

To „gonienie króliczka” odbywa się tutaj na dwóch płaszczyznach: we wspomnieniach oraz w teraźniejszości. Dwa połączone ze sobą plany czasowe dopełniają się i uzupełniają: to, czego Brković nie może odnaleźć w chwili zastanej, usiłuje odnaleźć w przeszłości, często zamierzchłej. Nie bez powodu jego wiek XX, przedstawiony w jednym z pierwszych wierszy, kończy się po sześćdziesięciu sekundach – poetę w przeszłości interesuje to, co odbyło się bez jego udziału, zaś w teraźniejszości – to, co przeżył. Tym samym realizuje się tutaj fascynujący paradygmat poszukiwacza, tożsamego niemalże z kalifornijskim poszukiwaczem złota, usiłującym z obserwowanych śladów po poprzednikach oraz własnego doświadczenia wysnuć syntezę, która doprowadzi go do złotej żyły.

Tej żyły Brković, rzecz jasna, nie znajduje i zupełnie go to nie obchodzi. Obchodzi go za to samoświadomość, którą osiąga za sprawą odsiewania drogocennych płatków złota w sicie swojego postrzegania świata. To bardzo interesujący, szczególnie dla polskiego czytelnika, sposób afirmacji: zachwyt nie nad światem jako takim, który potrafi być przecież okrutny, ale nad swoim świata poznawaniem, z którego dopiero wynika franciszkański niemalże zachwyt nad zastanym. I tym przede wszystkim Czarnogórczyk różni się od wielu wcześniejszych poszukiwaczy.

 

Marcin Świątkowski

_______________

Marcin Świątkowski – doktorant w Katedrze Krytyki Literackiej UJ, wiceredaktor naczelny kwartalnika KONTENT, krytyk poetycki, nauczyciel. Publikował w „Małym Formacie”, „Xięgarni”, „ArtPapierze”, „Bez Porównania”, „Krakowie” i in.