Adam Pluszka: Autorka pisała Wolność siedem lat i mówi się, że jest wycyzelowana. Czuł pan brzemię odpowiedzialności?

Jacek Godek: Czułem brzemię odpowiedzialności, ale nie z powodu siedmioletniego okresu wykluwania się Wolności. Wolność zawsze długo się wykluwa. Brzemię czułem raczej dlatego, że to dobra poezja, bardzo zaangażowana, która powstawała po narodowej traumie, jaką było bankructwo kraju. W latach dziewięćdziesiątych i na początku nowego stulecia Islandczycy byli dumni z osiągnięć swoich tytanów biznesu i nagle okazało się, że to wszystko jest jedną ogromną wydmuszką. Balonik pękł i kraj stanął na krawędzi bankructwa, a obywatele obudzili się po tym karnawale z ogromnymi długami. Pomimo wielu oczywistych różnic, gdy chodzi o ich genezę, nastroje społeczne w Islandii przypominały te z początku lat osiemdziesiątych w Polsce. Ba, nawet półki w sklepach bywały puste. W pewnym sensie tłumaczyłem więc nastroje i wspomnienia z własnej młodości. Tyle że językiem z XXI wieku.

A.P.: Jakim językiem posługuje się Vilhjalmsdottir?

J.G.: Współczesnym, wyważonym i precyzyjnym. Nie ma wulgaryzmów, mocnych słów. Traktat nie epatuje również polityczną nowomową, chociaż czasem ucieka się do rozmiękczającej wszystko retoryki polityków, którzy nie zawsze mają coś do powiedzenia. W innych z kolei fragmentach czerpie pełnymi garściami z symboliki religijnej. Chrześcijańskiej, judaistycznej, ale także z tradycji islamu.

A.P.: Użył pan słowa „traktat”. Dlaczego?

J.G.: Bo jest to poniekąd rozprawa, może nie naukowa, ale poetycka, opisująca dość szczegółowo wolność we współczesnym społeczeństwie dobrobytu. Wolność, która niekiedy nie jest niczym innym, jak nie do końca uświadomionym obowiązkiem. Jest to traktat o przed- i pokryzysowym stanie świadomości społeczeństwa konsumpcyjnego. Ale jednocześnie próbuje stawiać diagnozę, czy może raczej stara się przewidzieć przyszłość. I to nie najjaśniejszą: „nasze przesłanie / do otaczającego nas świata jest jasne // choć działka zapisana na dzieci / nam nadal / wolno dysponować ziemią”. Czyli: choć ziemię pożyczyliśmy od przyszłych pokoleń, zniszczymy ją według własnej woli. To bardzo mocna, polityczna diagnoza, bo tak postępują wszyscy bez wyjątku dzisiejsi politycy.

A.P.: Wszystkie czyny można uzasadnić?

J.G.: Można: „odpady życia ludzkiego / kończą w gramatycznej racjonalizacji / pozostawiając wydezynfekowane słowa rynsztoku / jak eliminacja pryzmowanie filtracja anihilacja”.
Odpady życia ludzkiego, czyli to, co zostawiamy po sobie za życia. Jesteśmy ludzkością, która jak nigdy wcześniej en masse nie cierpi głodu. Pomimo coraz większej przepaści między najbogatszymi a niezamożnymi, społeczeństwa nigdy nie były tak bogate jak dziś i tak konsumpcyjnie nastawione. Nigdy też nie produkowaliśmy tyle odpadów. Materialnych i niematerialnych. I na wszystko trzeba znaleźć jakieś wyjaśnienie, usprawiedliwienie.

A.P.: Brzmi gorzko.

J.G.: W XXI wieku wolność stała się towarem, możemy niemal wejść do marketu i kupić sobie plaster wolności, a potem wrzucić go na ruszt i zjeść. Syci wolnością, czujemy się w prawie deptać innych, stawiać płoty na granicach posesji i państw, dzielić ludzi. Wypaczamy wolność, przekształcamy w jej własną karykaturę. Raz na cztery lata korzystamy z przysługujących nam przywilejów i dokonujemy wyboru między kilkoma litaniami obietnic, które nigdy nie zostaną spełnione.

A.P.: Polityka mocno wżera się w tę poezję?

J.G.: W dzisiejszym społeczeństwie, społeczeństwie informacyjnym, polityka jest obecna w życiu każdego człowieka, może nawet jest jej za dużo. Tym samym jest obecna we wszystkim, co ten człowiek robi. Nawet podczas zakupów dokonujemy wyboru, który – czy chcemy tego czy nie – bywa często wyborem politycznym. Co chwilę pojawiają się w przestrzeni bardziej lub mniej publicznej apele, żeby bojkotować produkty tej czy innej firmy, bo albo wykorzystują nieletnie dzieci do pracy w krajach trzeciego świata, albo członkowie ich zarządów twierdzą, że człowiek nie ma prawa do wody. Kupując środek przeciwbólowy decydujemy się na specyfik z takiego lub innego kraju i ta decyzja niesie ze sobą jakieś konsekwencje. To też jest polityka. U Lindy jest to bunt przeciwko politykom, a raczej polityce jako zjawisku. Politycy to ci, których raz na cztery lata wybieramy, gdy klęczymy przed balaskami. A może polityka we współczesnym świecie zajęła miejsce religii?

A.P.: W jaki sposób można się wyzwolić?

J.G.: Trudne pytanie. Pewno można by wysnuć wniosek, że przez powrót do duszy. Linda powiada: „posunęliśmy się / tak daleko / w imię ojca i syna // tak daleko / w czasie i przestrzeni / że dusza została // w innym wymiarze”. Więc może właśnie wystarczyłoby wrócić po tę duszę. Choć z pewnością nie jest to łatwe.

Zwłaszcza dla niewierzących. Druga część poematu dzieje się w Ziemi Świętej, gdzie znów pojawia się ta gorycz.
Tak. Ta część początkowo powstała jako odrębny wiersz czy poemat, ale ponieważ zajęła się w nim również wolnością, uznała, że doskonale pasuje do powstającego po upadku islandzkiej gospodarki traktatu. W tej części autorka zderza trzy światy: świat pozostających za pancernymi szybami Żydów, gnuśniejących i poniżanych Arabów i świat, hmmm… laickich turystów. Tutaj wolność ma zupełnie inny wymiar, trzeba o nią walczyć. Zmilitaryzowana rzeczywistość Jerozolimy jest czymś nieznanym dla turystów przybywających z sytego Zachodu, z zupełnie innej wolności. Zachodnia wolność bardziej polega na konsumpcji i związanym z nią marnotrawstwie, na wygodzie i zbytkach, podczas gdy na Bliskim Wschodzie tę wolność dopiero trzeba sobie wywalczyć.

A.P.: Czym jeszcze jest Wolność?

J.G.: To zapis stanu umysłu i aspiracji wolnego społeczeństwa w okresie przedkryzysowej
prosperity. Zapis ten następnie konfrontowany jest z współczesnym stanem świadomości. Czy coś się zmieniło? Czy wyciągnęliśmy wnioski, czy może – jak tyle razy wcześniej – znów oddamy się produkowaniu śmieci, deptaniu bliźnich, zamkniemy się na sąsiadów? Dalej będziemy dzielić i sortować ludzi, jak się ich sortuje w Ziemi Świętej? Wolność to także traktat polityczny. Feministyczny. Realistyczny. Lewicujący. Z dodatkiem religii. A nade wszystko – uniwersalny. Bo gdzie nie nadużywa się wolności? Gdzie nie klasyfikuje się ludzi jak odpady? W jakiej części północnego świata nie panoszy się liberalny konsumpcjonizm? Wszyscy podlegamy globalnym prawom materializmu, wszyscy bardziej niż być, chcemy mieć.

A.P.: Jak zatem należy być?

J.G.: Żebym to ja wiedział… Linda nie mówi rób to i to, zachowuj się tak i tak. Opisuje raczej obecny stan. Rozważa, dokąd zmierzamy. Stawia diagnozę, mówi: masz raka. Ale nie pokazuje ci, czym go leczyć, bo być może każdy swoje lekarstwo nosi w sobie.

Jest pesymistką, jeśli idzie o ludzkość? W pewnym momencie pisze: „za prawdę się przyjmuje / że człowiek ulegnie zagładzie // że zginie w powodzi już / wkrótce lub spłonie do cna”.
Człowiek to nie od razu ludzkość… Myślę, że bardziej mamy tu do czynienia ze zrozumieniem niż pesymizmem. Bo jeśli zewsząd docierają do nas wieści o śmierci, jeśli wszędzie zamachy, klęski żywiołowe, katastrofy, morderstwa, wojny, to czyż można mieć pretensje do człowieka, że pod wpływem tych hiobowych wieści chce używać życia? Że produkuje te wszystkie zbędne odpady. Zresztą wybierani przez nas politycy nakłaniają nas do jeszcze większej konsumpcji, obiecując złote góry i aby choć częściowo spełnić te obietnice, przyczyniają się do niszczenia naszego otoczenia. I to jest proces ogólnoświatowy. W Islandii ujarzmiają wszystkie rzeki, żeby produkować coraz więcej energii, tyle że takie budowy naruszają system ekologiczny, poszukują ropy w morzu. Myśmy, pamięta pan, pokładali nadzieje w łupkach. Bez oglądania się na środowisko.

A.P.: Wiersze Vilhjalmsdottir przepełnione są złością?

J.G.: Choć temat traktatu jest ważny i bolesny, to trudno doszukać się w tu gniewu czy buntu. Diagnoza i wnioski rodzą się z przemyśleń i wrażliwości, z depresji raczej, niż z najsłuszniejszej nawet złości. Bo aby chwycić byka za rogi i go pokonać, nie należy się na niego boczyć. Trzeba go zrozumieć, pojąć, oswoić. A przynajmniej starać się go zrozumieć. Nie można być złym na innych, nie będąc złym na siebie. Bo to sumienie jest tym, co odróżnia człowieka od polityka, a człowiek posiadający sumienie chce zrozumieć, a nie narzucać. Słucha, a nie mówi. I z tego zasłuchania i zapatrzenia w swoje otoczenie bierze się poezja. Linda prowadzi dialog ze sobą i ze społeczeństwem, podczas gdy politycy mówią do społeczeństwa.

A.P.: Taka jest rola poetki? Pomóc zrozumieć i zaakceptować?

J.G.: Jak już wspomnieliśmy, druga (a licząc z Prologiem – trzecia) część poematu opisuje wizytę dwóch poetek z Islandii w Ziemi Świętej. Lindy i Elísabet Jökullsdóttir. Są rówieśniczkami. W ubiegłym roku Elísabet wydała znakomity tomik, nominowany do licznych nagród. W tym samym roku wystartowała w wyborach prezydenckich w Islandii. W Islandii prezydent posiada bardzo podobną władzę do prezydenta Polski. Elísabet nie miała programu wyborczego. Startowała z manifestem poetyckim. Był o wiele ciekawszy i dalece bardziej mądry niż deklaracje wyborcze niejednego kandydata. Prezydentem nie została. Różne są wybory ludzkie. Nie wiem, jaka jest rola poetki. Raz może ona polegać na akceptacji, innym razem afirmacji, a kiedy indziej na dawaniu świadectwa. Raz poetka może być eseistką, innym razem kandydatem na prezydenta. Bo poezja otwiera oczy. Tym, którzy czytają i tym, którzy ją tworzą.


Jacek Godek (ur. 1958) – tłumacz literatury islandzkiej, aktor, dziennikarz, ojciec i dziadek. Ma na koncie kilkadziesiąt przekładów literatury islandzkiej, od średniowiecza po współczesność. Wśród tytułów znajdują się m.in. 101 Reykjavik, Wyspa diabła, Kobiety, Smutek aniołów, Tajemnica wyspy Flatey. Jako tłumacz debiutował w wieku 16 lat przekładami wierszy islandzkiego romantyka Jónasa Hallgrímssona dla Polskiego Radia. Hobby: golf, kino, teatr i tłumaczenia islandzkich piosenek.

Adam Pluszka – poeta, prozaik, tłumacz, redaktor, krytyk literacki i filmowy. Autor kilku tomów wierszy (m.in. z prawa z lewa, Trip, French love) oraz prozy. W 2003 roku nominowany do Paszportu „Polityki”, a za ostatnią książkę poetycką Zestaw do besztań (WBPiCAK, Poznań 2014) – do Nagrody Literackiej Gdynia oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. Tłumaczył m.in. Stefana Themersona, Helene Deutsch, Esther Woolfson, Johnny’ego Casha, Sue Townsend i Sy Montgomery. Mieszka w Warszawie z żoną i dwiema kocicami. Redaktor prowadzący w Wydawnictwie Marginesy.