Europejski Poeta Wolności

Versopolis

Xavier Farré Vidal
LABIRYNT OTWARTYCH SAL. POEZJA JOSEPA PEDRALSA

 

Josep Pedrals to niecodzienny przypadek w literaturze katalońskiej i właściwie znalazłby więcej punktów wspólnych z innymi poetami europejskimi, pewnego dość określonego nurtu, niż ze współczesnymi autorami piszącymi w jego własnym języku. Wspomniany nurt odpowiada poezji, w której elementy formalne, gra z tradycją i możliwościami kombinatoryjnymi wersu w stylu niemalże grupy OuLiPo składają się na rezultat, który nieustannie zaskakuje czytelnika.

Zagłębienie się w poezję Josepa Pedralsa to nawiązywanie dialogu z literaturą renesansu i baroku (aczkolwiek w nie tak mrocznej odsłonie), a także z bogatym dorobkiem poetyckim autorów pierwszej i drugiej awangardy. Każdy z tych prądów postrzegany jest przez pryzmat dwóch doskonale znanych autorowi perspektyw, a mianowicie poezji katalońskiej oraz poezji europejskiej, gdzie liryka trubadurów i poezja włoska odgrywają dominującą rolę. Te filary podtrzymują warstwę formalną wierszy Pedralsa z ich główną osią, czyli ciągłym tworzeniem i przetwarzaniem sonetu. W ten sposób czytelnik ma wrażenie, że został wessany w spiralę, by nagle poczuć się jak w gabinecie luster tradycji literackiej, z którego jednocześnie otwierają się drzwi wiodące ku niepokojom bardziej współczesnego świata.

„Rozpala mnie nowe i rozkochuje stare” głosi jeden z najbardziej znanych wersów dwudziestowiecznej poezji katalońskiej. Są to słowa J. V. Foixa – poety, który w czasach pierwszej awangardy tchnął w lirykę katalońską ducha najbardziej radykalnej współczesności, ani na chwilę nie rezygnując ze spuścizny katalońskiego złotego wieku – poezji w pełni formalnej, którą on sam odzyskiwał dla potomnych. Można by powiedzieć, że Josep Pedrals to najbardziej foixowski z katalońskich poetów, a zarazem całkowicie odmienny. Między innymi dlatego, że to Foix kładzie podwaliny pod ludyczny i transgresyjny wymiar języka, z jakiego czyni użytek Pedrals.

W bogatej twórczości Josepa Pedralsa na pierwszy plan wysuwa się jego szczytowe osiągnięcie – trylogia Quima Porty, na którą składają się tomy: El Furgatori (2006), El Romanço d’Anna Tirant (2012) i Els límits del Quim Porta (2018). Już w tytułach uwidacznia się chęć zabawy z językiem i przekraczania jego granic. W przypadku pierwszej książki to gra z czasownikiem furgar ‘grzebać, szukać’ i tytułem drugiej części Boskiej Komedii Dantego – Czyśćcem (po katalońsku Purgatori). Również imiona bohaterów opierają się na grze słów – Anna Tirant (homonimiczny zwrot anar tirant znaczy ‘jakoś leci’) i Quim Porta (a qui importa ‘a kogo to obchodzi’), który to jest głównym bohaterem całego cyklu, a zwłaszcza jego ostatniej części. Gra, transgresja nie kończy się na tytułach, gdyż stanowią one jedynie jej przedsmak.

Po zagłębieniu się w lekturze czytelnik nie będzie wiedział, jak zaklasyfikować te książki, w których narracja przeplata się z poezją, tworząc hybrydę z pogranicza eseju i fikcji literackiej. Wiersze – o ściśle ustalonej strukturze, pełne aluzji, językowych mistyfikacji, mogłyby stanowić osobną część. Konstruowany przez Pedralsa kontekst wznosi budowlę pełną splątanych ze sobą historii, które można odczytywać na wiele sposobów w stylu Życia instrukcji obsługi Georges’a Pereca. Paradoksalnie dwie pierwsze książki zwykle klasyfikowane są jako tomy poetyckie (albo narracje poetyckie), podczas gdy ostatniej przyczepiono etykietkę eseju o znamionach fikcji literackiej. Trudność we wpasowaniu się w jakiś konkretny gatunek i przynależenie do wszystkich naraz lokalizuje autora na zupełnie innych współrzędnych, ponieważ cały ten szkielet jawi się nam jako ogromny postmodernistyczny pastisz, w którym szereg głosów zaczerpniętych z tradycji literackiej jest przerabianych i przedrzeźnianych w charakterystycznych dla współczesności parodiach. Czasem można odnieść wrażenie, że uczestniczymy w jednej z imprez Roberta Coovera, chociażby tej z Imprezy u Geralda, gdzie sekwencje planów składają się na iluzję równoczesności. W przypadku Pedralsa iluzja usadowiła się na niedostrzegalnej granicy gatunków i różnych rzeczywistości.

Gdy mamy się zmierzyć z architektonicznymi strukturami, jakimi są książki Josepa Pedralsa – pomijając już płynne przechodzenia między poezją i prozą, jeśli taka fluktuacja na wielu stronach trylogii rzeczywiście ma miejsce – moglibyśmy zacząć się zastanawiać nad powinowactwem poety z innymi autorami. Mógłby przyjść nam się na myśl poemat, w stylu Pieśni Pounda czy wielu innych utworów w podobnym nurcie, można by było skupić się na aspekcie epickim i przywołać Omerosa Dereka Walcotta, moglibyśmy też pomyśleć o powieści poetyckiej czy też współczesnych powieściach pisanych wierszem, będących swego rodzaju aktualizacją dzieł pokroju Eugeniusza Oniegina czy Pana Tadeusza, a które w XX wieku tworzyli autorzy tacy jak Vikram Seth w The Golden Gate. A prawda jest taka, że Pedrals wpisuje się we wszystkie te modele, a zarazem je rozbija, i wspomniana wcześniej konwencja pastiszu znów staje się kluczowa, aby można było wgryźć się w istotę poetycko-powieściowo-eseistycznej trylogii katalońskiego poety. Z racji posiadania fabuły, aczkolwiek nieustannie rozgałęzianej, nosi ona znamiona powieści, dodatkowo wspomagane przez fragmenty prozą, które jednak wcale nie muszą być mniej poetyckie niż same wiersze. Sposób, w jaki Josep Pedrals zbudował swoje uniwersum, przywodzi na myśl osiemnastowiecznych brytyjskich powieściopisarzy, w szczególności Lawrence’a Sterne’a. Wychodząc od pewnego modelu powieści, jaką byłby Don Kichot Cervantesa, pozwalają sobie na sporą swobodę, aby proza ta mogła przekraczać samą siebie, przenosić się w całkiem nowy wymiar, jednocześnie będąc nieustannie filtrowana przez humor, kpinę, satyrę. Z takich źródeł czerpie pastisz Josepa Pedralsa – wychodząc od różnych warstw humoru, wypaczenia, literackiego transformizu, udaje mu się oddać obraz konfrontacji z rzeczywistością współczesną, jednocześnie będąc o krok naprzód przed każdą konfiguracją poematu zbieżną z tym, jak był on pojmowany aż do początków XXI wieku.

W wierszach, które składaja się na tę niewielką antologię wydaną w ramach «Versopolis», wysuwa się na plan pierwszy jeszcze jeden element, stanowiący kolejny wyróżnik poezji Josepa Pedralsa. Na wstępie należy zaznaczyć, że wszystkie wybrane utwory pochodzą z ostatniej części trylogii, Els límits del Quim Porta. Poza ogromnym kunsztem formalnym i panowaniem nad rymami, które zostały bardzo dobrze odzwierciedlone w przekładzie Marty Pawłowskiej, jeszcze jeden element przykuwa uwagę swoją częstotliwością. To kolejna z istotnych części składowych świata wykreowanego przez Pedralsa – refleksja nad literaturą samą w sobie, nad poezją i aktem twórczym stanowiąca temat wiersza. Mamy więc do czynienia z metaliteraturą, metapoezją. «Głęboko pragnę wiersza o mocy uroku…», «Chcę, by zabrał głos długopis / i pisał, sunął poprzez tekst…», «Jeśli potrzemy tym wierszem / o sąsiadujące strony…» – to początkowe wersy niektórych utworów. U Pedralsa refleksja nad wierszem przejawia się zarówno w jego konstrukcji, jak i w temacie, to rodzaj sprzężenia zwrotnego, jakby mise en abyme, co również przywodzi na myśl bezpośrednie związki z grupą OuLiPo. A jednak w twórczości Pedralsa nic nie jest przypadkowe, wszystko jest wyliczone i ściśle ze sobą splecione, jak w gęstej pajęczynie form i znaczeń. Mimo tej plątaniny, pośród nakładania się poziomów i form zagłębianie się w twórczość Pedralsa to jak przekraczanie bram labiryntu, w którym każda sala jest otwarta i wiedzie ku kolejnym drzwiom, dzięki czemu wszystko jest dobrze przewietrzone. Bardzo barokowy obraz, a zarazem tak sprzeczny z samym barokiem.

 

tłum. Marta Pawłowska