Adam Pluszka: O Alice Oswald mówi się, że jest w tej chwili najwyrazistszym i najbardziej oryginalnym głosem poetyckim Wielkiej Brytanii. Czym cię zafascynowała?

Magda Heydel

Magda Heydel: Oswald, z wykształcenia filolożka klasyczna, z zawodu i wyboru ogrodniczka, żyjąca w niewielkiej wiosce w Devon, z dala od metropolii, jest poetką niezwykłego skupienia i intensywności. Ich źródło stanowi z pewnością kontakt z naturą, zarówno w wymiarze doświadczenia fizycznego, jak i duchowego. W rozmowie, jaką miałam okazję przeprowadzić z nią dwa lata temu, Alice Oswald powiedziała, że bardzo wiele czasu spędza w towarzystwie życia, które nie jest życiem ludzkim, próbuje więc zrozumieć jego istnienie i własne istnienie wobec owego Innego. Tej pracy towarzyszy wielka przestrzeń czasu i ciszy, pozwalająca na wybrzmienie myśli i słów, dlatego wiersze Oswald są pod względem poetyckim doskonale wycyzelowane – ściśle wypełnione fizyczną materią języka, zorganizowane rytmicznie i eufonicznie, gęste. Jeśli miałabym wygłosić ryzykowne stwierdzenie, że poetka podejmuje próbę porozumienia ze światem natury (zastrzegając od razu, że nikt nie mógłby być dalszy od naiwnego czy egzaltowanego „wczuwania się”), to dowodem byłaby właśnie jakość jej poetyckiej roboty, mistrzostwo, z jakim potrafi nasycić swój głos dźwiękami przyrody, jakby robiąc w swoich tekstach miejsce dla jej głosu.

A.P.: Jak to robi?

M.H.: Rzecz nie polega na biernej rejestracji czy na roztapianiu się w dźwiękach rzeki czy drzew, ale na zdyscyplinowanej, skupionej, intensywnej pracy nad językiem, tak by umiał sprostać zadaniu wypowiedzenia tego, czego dotąd nie miał w repertuarze swoich możliwości.

A.P.: Brzmi jak coś, co trudno przełożyć.

M.H.: O tak. Angielszczyzna w ogóle jest poetycko intensywna, choćby ze względu na to, że ma wiele krótkich słów tworzących szczególny rytm, nie do osiągnięcia przy pomocy naszych wielosylabowców. Jeśli dodać do tego jeszcze aliteracje, które są archaicznym elementem tradycji poetyckiej języka angielskiego oraz nadany przez poetkę słowom potencjał metaforyczny, sprawa się nieco z punktu widzenia przekładu gmatwa.

A.P.: Ale to nie pierwsze twoje spotkanie z Oswald, prawda? Tłumaczyłaś kilka jej wierszy do antologii Poetki z Wysp, którą redagowałaś wspólnie z Jerzym Jarniewiczem. Jakie to było doświadczenie – teraz, z perspektywy Zapadać w jawę?

M.H.: Bardzo mi zależało, żeby antologia zaprezentowała wśród wielu innych także ten głos poetycki. Fragmenty poematu Memorial ukazały się zresztą wcześniej w „Literaturze na Świecie”. Od razu wiedziałam, że mam do czynienia z nie byle kim i że przeżyję z tą poezją przygodę. Towarzyszyło mi poczucie, że wiersze, które czytam, są naprawdę ważne, a to – przyznam – nie zdarza mi się przesadnie często. Pamiętam, że sprawdzenie, z którymi wierszami na pewno sobie poradzę zabrało mi nieco czasu i pamiętam zmęczenie przy pracy nad początkiem poematu Dart. Poddałam się po kilkunastu wersach, potem dodałam jeszcze parę krótkich fragmentów z innych miejsc utworu i tyle. Nie umiałam temu sprostać. Aż się sama sobie dziwię, że podjęłam się teraz przełożyć całe Falling Awake

A.P.: Na co musiałaś uważać?

M.H.: Na intensywne nasycenie języka poetyckiego, rytmiczność, eufoniczność, głosowość, gęstość, dynamika formy, jej przestrzenność i czasowość. Te wiersze sondują i próbują wielkie tematy poetki, mówią o przyrodzie, życiu, człowieku, wolności danej, wolności tworzonej. Niczego nie oświadczają, są przyrodniczym procesem, czasownikiem, albo żywym stworzeniem. Osobiście uważam jej twórczość poetycką za jedno z największych przeżyć literackich, jakich dane mi było doświadczyć.

A.P.: Czy skupienie na świecie przyrody jest najważniejszym i jedynym teram te jej poezji?

M.H.: Skupienie na świecie natury, dzięki któremu można bez wahania, ale i z poczuciem absolutnej niewystarczalności tego rodzaju etykiety, nazwać Oswald poetką ekologiczną czy wręcz post-humanistyczną, nie oznacza bynajmniej, że nie ma w niej ludzi i ich spraw. Przeciwnie – wszystkie jej projekty poetyckie mają głęboko antropologiczny wymiar, portretują ludzi wobec natury, ale, co jeszcze ważniejsze, pozwalają ludziom mówić. To być może najbardziej przejmujący wymiar tej poezji: otwiera ona przestrzeń wolności dla ludzkich głosów, nie kontroluje ich i nie ogranicza przez wprowadzanie centralnej, podmiotowej świadomości, która by wyznaczała hierarchie albo komentowała i oceniała czy nawet odnosiła inne głosy do siebie. Oswald – jakkolwiek się to może wydać ryzykowne – jest wielkim uchem nastawionym na to, co wybrzmiewa w świecie ludzi i w świecie nie-ludzi; jej wiersze czujnie wychwytują to, co brzmi naprawdę, to znaczy brzmi prawdą w sensie najgłębszym. Zresztą, sama poetka mówi o sobie, że jest tłumaczką tego, czego słucha. Doskonale obrazuje to poemat Dart, który został zbudowany z nasyconych odgłosami przyrody wypowiedzi ludzi żyjących nad tą rzeką i tworzy słowną symfonię, która jest równocześnie realistyczną opowieścią, medytacją nad przemijaniem oraz portretem rzeki od źródeł do ujścia.

A.P.: Oswald zaskakuje czytelników?

M.H.: To jest poezja idąca jednak pod prąd nurtu dzisiejszego pisania. Trudno się w niej doszukać na przykład obrazów tak zwanego życia codziennego, a mniej jeszcze prostej reakcji na wydarzenia polityczne czy sytuację świata. Wiersze Oswald, a także jej postawy i wybory, mają wyraźne ostrze polityczne, ale nie pozwalają sobie na doraźność. Jej poezja ma zdolność otwierania nieoczywistych przestrzeni metafizycznych, a także przestrzeni historii. Szuka odpowiedzi na pytanie kim i gdzie jesteśmy, jak również o to, co ze swoim byciem czynimy, jak zagospodarowujemy miejsce i czas, w którym się znaleźliśmy. W tym kontekście warto przywołać jedno z jej najważniejszych przedsięwzięć poetyckich, poemat Memorial, bardzo szczególny przekład Iliady, składający się tylko z opisów – nierzadko szalenie obrazowych – śmierci bohaterów oraz z porównań homeryckich, a więc sugestywnych obrazów przyrody. W rezultacie powstaje swoisty słowny fresk o ogromnej sile wyrazu, szalenie aktualny, intertekstualnie odnoszący się do znanych nam nie tylko z literatury, ale i z mediów obrazów okrucieństwa, wojny, przemocy. Poemat otwiera lista ponad dwustu imion ludzi, którzy giną na kartach Iliady, z których każdy był czyimś synem, bratem, ojcem, na każdego z nich ktoś czekał, po każdym ktoś płacze. Tymczasem fale morskie, las, owady czy wilki żyją dalej swoje nie-ludzkie życie, podporządkowane prostym, nie-ludzkim prawom.

A.P.: Zapadać w jawę operuje także formą graficzną. Słowa to za mało?

M.H.: Istniejące jako zapis na papierze wiersze mają również wymiar foniczny, dla samej poetki bodaj ważniejszy od tekstu drukowanego. Jednym z celów, jakie stawia sobie Oswald jest, jak powiada, „powrót tylnymi drzwiami” do poezji oralnej, którą nasza literatura utraciła wraz z rozwojem pisma, a zwłaszcza druku. Jako znawczyni i miłośniczka Homera, pisze utwory przeznaczone do głośnej recytacji, rozgrywające się nie tylko w przestrzeni kartki papieru, ale i w czasie rzeczywistego wypowiadania. W ten sposób głos – głos poetki, głosy jej ludzkich i nie-ludzkich bohaterów – odzyskuje wolność, którą odbiera mu pismo – to służące redukcji albo unieważnieniu czasu zapośredniczenie. A sam zapis w edycjach jej wierszy bywa zdekonstruowany: pojawiają się puste miejsca, niekonwencjonalny układ tekstu na stronie, blednący druk. Poetka współpracuje z grafikiem, który zapewnia jej słowom dosyć przestrzeni. Ale to nie forma pisemna wierszy jest dla niej najważniejsza.

A.P.: Sama podejmuje to Homeryckie wyzwanie?

M.H.: Tak. Nigdy nie czyta swoich utworów, ale recytuje je z pamięci; na swoje spotkania autorskie nie przynosi żadnych książek, by potem przez ponad pół godziny recytować wiersze, w tym na przykład obszerne fragmenty poematu Memorial. Dla Oswald wiersz wyrasta z ruchu, powstaje i zakorzenia się w ciele, rytmie kroków, oddechu, w wysiłku przy pracy. Sam zapis, jak mówi, to tylko wtórna rejestracja.

A.P.: W jaki sposób u Oswald przejawia się wolność?

M.H.: Zapadać w jawę to w zasadzie dopiero drugi w miarę „regularny” tom wierszy Oswald. Jej ważne książki, wspomniany Memorial, a wcześniej Dart czy A Sleepwalk on the Severn, przybierają postać hybrydycznych długich poematów o zróżnicowanej formie. Ale i najnowsza książka wyłamuje się ze schematu krótkich samoistnych wierszy, jakże powszechnego we współczesnej poezji, choć są w niej także wielkiej piękności niedługie, często rymowane, utwory liryczne (np. Lisica). Także w tej formalnej wielorakości upatruję wolnościowego wymiaru twórczości Oswald, która z pewnością nie poddaje się modom i nie stosuje do bezpiecznych „obowiązujących” tendencji, ale niezależnie i bezkompromisowo odnajduje własne formy wyrazu. Trudno ująć tę wielowątkową książkę jedną syntetyczną formułą, gdybym jednak miała próbować, to wskazałabym na afirmację życia, które przekracza granice jednostkowości, nie daje się zamkną w pojedynczych tworach – jak w pojedynczych i osobnych utworach – ale nieustannie się odradza, wyrasta ze śmierci, jest większe od wszystkiego, większe od żyjących je istot, absolutnie wolne.


Magda Heydel jest tłumaczką literatury języka angielskiego. Tłumaczyła m.in. dzieła Virginii Woolf, Josepha Conrada, T.S. Eliota, Dereka Walcotta, Seamusa Heaneya, a także Roalda Dahla. Jest dwukrotną laureatką nagrody „Literatury na Świecie”. Opracowała Przekłady poetyckie wszystkie Czesława Miłosza (2015) oraz 444 wiersze poetów języka angielskiego XX wieku Stanisława Barańczaka (2017). Wykłada teorię i praktykę przekładu literackiego na Wydziale Polonistyki UJ, kieruje studiami magisterskimi Przekładoznawstwo literacko-kulturowe. Jest współautorką antologii Współczesne teorie przekładu (2009) i Polska myśl przekładoznawcza (2013) oraz redaktorką naczelną czasopisma „Przekładaniec. A Journal of Translation Studies”. Ostatnio wydała książkę Gorliwość tłumacza. Przekład poetycki w dziele Czesława Miłosza (2013).

Adam Pluszka – poeta, prozaik, tłumacz, redaktor, krytyk literacki i filmowy. Autor kilku tomów wierszy (m.in. z prawa z lewa, Trip, French love) oraz prozy. W 2003 roku nominowany do Paszportu „Polityki”, a za ostatnią książkę poetycką Zestaw do besztań (WBPiCAK, Poznań 2014) – do Nagrody Literackiej Gdynia oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. Tłumaczył m.in. Stefana Themersona, Helene Deutsch, Esther Woolfson, Johnny’ego Casha, Sue Townsend i Sy Montgomery. Mieszka w Warszawie z żoną i dwiema kocicami. Redaktor prowadzący w Wydawnictwie Marginesy.