Jak Piotr Ruciński odkrył dla siebie poezję Arvisa Vigulsa – co go w niej zafascynowało i dlaczego do Nagrody EPW zgłosił właśnie ostatni tom poety, Pchli cyrk? Na czym polega fenomen łotewskiego pisarza-introwertyka? Jakie tropy łotewskiej literatury ze szczególną uwagą bada Ruciński i co do tego wszystkiego mają… owady? Zapraszamy do lektury wywiadu, jaki Agnieszka Smarzewska przeprowadziła z tłumaczem tomu nominowanego do Nagrody EPW. Pchli cyrk Arvisa Vigulsa już niebawem ukaże się w serii Europejski Poeta Wolności – Nominacje.
AGNIESZKA SMARZEWSKA: Nominowany do Nagrody Pchli cyrk to czwarty tomik wierszy w dorobku Arvisa Vigulsa. W 2022 roku nominowany był do Nagrody LALIGABA, najważniejszego wyróżnienia literackiego w Łotwie. Czy twórczość tego poety śledzisz już od dawna, czy zainteresowała Cię właśnie ta publikacja?
PIOTR RUCIŃSKI: Po raz pierwszy z poezją Arvisa Vigulsa spotkałem się przy okazji Nagrody LALIGABA z roku 2019, kiedy to do nagrody nominowany był jego tomik Grāmata [Książka]. Już wtedy zwrócił moją uwagę swoim poczuciem humoru, niecodziennymi obserwacjami, umiejętną narracją. Odłożyłem jednak autora na półkę „warto obserwować” i żyłem dalej swoim życiem. Ponownie spotkałem się z poezją Arvisa dopiero tego lata, gdy natrafiłem na Blusu Cirks [Pchli cyrk] w księgarni podczas kilkudniowego pobytu w Lipawie. Książka od razu zwróciła moją uwagę swoją niecodzienną oprawą i typografią (za którą odpowiedzialni są grafik Armands Zelčs oraz fantastyczne wydawnictwo Neputns), stylizowaną na naukowy atlas z jakiejś dawno zapomnianej serii wydawniczej. Same wiersze stanowiły logiczną kontynuację twórczości z tomiku Grāmata, ale brzmiały inaczej. Może to morskie powietrze, letnia aura Lipawy (miasto należy odwiedzać na początku lipca, wtedy właśnie kwitną lipy!), może to wspomnienie prawie dwóch lat globalnej pandemii, ale było w tych wierszach coś świeżego. Wydaje mi się, że Arvis ma szczególny talent do nawiązywania szybkiego kontaktu z czytelnikiem. Wystarczy jedna lektura Pchlego cyrku, by dać się wciągnąć w ten świat z jego osobliwymi postaciami i zdarzeniami.
Do ostatniej chwili zastanawiałem się, który tomik zgłosić do konkursu. Myślę, że jakość wierszy zaprezentowanych w tomikach Grāmata i Blusu Cirks jest podobna. Wybrałem ten drugi, bo wydaje mi się mniej osobisty, jakby bardziej uniwersalny, a wybór tematów bardziej eklektyczny. Podoba mi się też, że każda z pięciu części, z jakich składa się Pchli cyrk, przemawia trochę innym głosem.
Czy mógłbyś przybliżyć czytelniczkom i czytelnikom, czym jest nagroda LALIGABA?
LALIGABA (skrót od Latvijas Literatūras gada balva, czyli Łotewska Nagroda Literacka Roku) to nagroda literacka przyznawana na Łotwie od roku 2000 przez Łotewski Związek Pisarzy. W tej chwili jest to niewątpliwie najważniejsza i najbardziej prestiżowa nagroda literacka w kraju. Przyznawana jest w kilku kategoriach: Proza, Poezja, Przekład, Debiut i Literatura Dziecięca. Jest też Nagroda Specjalna (często za prace literaturoznawcze) oraz Nagroda za całokształt twórczości. Wśród laureatów znajdują się nazwiska, które mogą (powinny?) być znane czytelnikom w Polsce. Są to poeci i poetki tłumaczeni i publikowani w naszym kraju w ciągu ostatniej dekady, jak na przykład Uldis Bērziņš, Inga Gaile, Knuts Skujenieks i Kārlis Vērdiņš, a także prozaicy: Jānis Joņevs czy Svens Kuzmins (których książki ukazały się na polskim rynku w tym roku).
Arvis Viguls w 2009 roku otrzymał nagrodę w kategorii Debiut za tomik poezji Istaba [Pokój], a do nagrody w kategorii Poezja nominowany był dwukrotnie – w 2019 za tomik Grāmata i w 2022 za tomik Blusu Cirks, czyli Pchli cyrk właśnie. Dodatkowo, w 2021 zdobył nagrodę za przekład poezji Arkadija Dragomoszczenki.
A co mógłbyś powiedzieć o samym autorze? Arvis Viguls jest barwną postacią łotewskiego życia kulturalnego czy to raczej – zgodnie z ironicznym stereotypem łotewskiego pisarza – typ introwertyka?
W 2018 roku Centrum Literatury Łotewskiej (Latvijas Literatuuras Centrs) stworzyło na potrzeby Londyńskich Targów Książki wyjątkową akcję promowania literatury łotewskiej za granicą. Akcja nosiła nazwę #iamintrovert i miała za zadanie zamienić powszechny stereotyp Łotysza, jako małomównego, chłodnego introwertyka w magiczny składnik, który nadaje łotewskiej literaturze i kulturze wyjątkowy smak. Akcji towarzyszyły nagrania z udziałem łotewskich autorek i autorów, opowiadających o zjawisku tego „łotewskiego introwertyzmu” i czytających wpisujące się w nie tematyką wiersze. Jednym z biorących udział w tym evencie autorów był oczywiście Arvis Viguls, co chyba jednoznacznie stawia go w obozie introwertyków. Nie zgadzam się jednak z tym, że introwertyk jest osobą mniej barwną, w końcu świat literacki jest ich pełen (jeśli nie jest przez nich zdominowany).
Arvis Viguls może i jest introwertykiem, ale pozostaje przy tym aktywnym uczestnikiem życia literackiego w kraju, autorem tekstów okołoliterackich, recenzji, przekładów literatury rosyjskiej (czy też łotewskiej literatury rosyjskojęzycznej) i serbsko-chorwackiej. Często prezentuje swoją twórczość publicznie (w kraju i za granicą), a oglądając nagrania z jego udziałem, wydaje mi się, że dość dobrze czuje się na scenie.
Twoje zainteresowania badawcze i literackie krążą wokół poezji amerykańskiej oraz łotewskiej twórczości emigracyjnej. Czy ślady ich wpływu lub inspiracji nimi odnajdujesz także w twórczości Vigulsa?
Trudno stwierdzić jednoznacznie. Przypuszczam, że poezja Linardsa Taunsa oraz Gunarsa Saliņša, najważniejszych członków powstałej w Nowym Jorku łotewskiej komuny artystycznej Elles ķēķis [Piekielna kuchnia; nazwa nawiązywała do nowojorskiej, szemranej dzielnicy Hell’s Kitchen] są autorowi Pchlego cyrku dobrze znane. Szczególnie ze względu na surrealizm, który autorzy z tego kręgu wyjątkowo sobie upodobali. Tauns i Saliņš byli pierwszymi łotewskimi autorami, którzy tak obficie czerpali z tego źródła. Był to ich sposób na radzenie sobie z rzeczywistością, jaką było życie na emigracji oraz utratą kraju ojczystego. W podobny sposób wykorzystuje te elementy Arvis, rysując świat złożonych relacji między ludźmi oraz między człowiekiem a naturą. Trudno też nie zauważyć podobieństwa, czytając na przykład wiersz Pasaules kafejnīca [Kawiarnia świata] Taunsa:
Pewna kobieta siedzi
I pije absynt.
(…) Księżyc się budzi
Księżyc kładzie się spać
Ocean wraca z powrotem.
Domom, kwiatom i twarzom
Wciąż przybywa kolorów
A ja je piję dużymi łykami.
I wtem – Co ja widzę!
Na sali siedzi absynt!
Absynt pije kobietę!
(tłum. Piotr Ruciński)
Ciekawym, choć tylko symbolicznym, związkiem między poezją Taunsa i Saliņša a twórczością Arvisa Vigulsa jest jego praca nad przekładem tomiku Zdźbła trawy Walta Whitmana (przekład ten ukazał się nakładem wydawnictwa Neputns w 2011 roku). Twórca ten jest powszechnie uznawany za ojca współczesnej poezji amerykańskiej i bywa stałym punktem odniesienia dla całych pokoleń amerykańskich poetów (i nie tylko), w tym dla bitników, których poezję wysoko cenili sobie członkowie komuny Elles ķēķis (określali się oni nawet mianem łotewskich bitników).
Zamiast bezpośredniego wpływu można mówić o pewnej tendencji w literaturze łotewskiej, jaką jest szczególne upodobanie do absurdu, groteski, surrealizmu i niechęć do patosu. W 2007 roku z pomocą uznanych pisarzy i badaczy literatury powstał łotewski kanon literatury, a w nim miejsce znalazło wielu autorów idealnie wpisujących się w ten nurt, choćby Eriks Ādamsons, który w swoich opowiadaniach przedstawiał przyziemne problemy ryskiego mieszczaństwa, czy popularny po dziś dzień Aleksandrs Čaks, który w swojej poświęconej Rydze poezji często sięgał po ironię i zaskakujące porównania.
Co okazało się największym wyzwaniem w pracy nad tłumaczeniem?
Arvis Viguls lubi opowiadać historie i to właśnie one, a zwłaszcza związane z nimi obrazy, są w jego poezji najważniejsze. Forma wiersza nie odgrywa aż tak istotnej roli (chociaż specyfiką języka łotewskiego jest to, że wersy są krótsze niż ich polskie odpowiedniki, co należy mieć na uwadze). Myślę więc, że w przekładzie tych wierszy najważniejsza jest naturalność, oddanie specyficznego „baśniowego” charakteru. Każda z pięciu części Pchlego cyrku przemawia trochę innym głosem i zawiera trochę inne wiersze. Zależy mi na tym, by było to odczuwalne w przekładzie.
Czy któraś z tych historii, o których mówisz, jest Ci szczególnie bliska?
Bliska jest mi sama estetyka i niektóre obrazy. Charakter poezji i poczucie humoru Vigulsa przypomina mi trochę twórczość jednego z moich ulubionych autorów, James’a Tate’a, którego prozy poetyckie, poświęcone dość przyziemnym sprawom, zazwyczaj skręcają w kierunku magicznego realizmu, co z kolei owocuje wieloma nieoczekiwanymi puentami i absurdalnymi scenami. Taki surrealizm życia codziennego jest zdecydowanie w moim guście.
Myśląc o motywach, stale powracam do sympatii, jaką Viguls darzy owady. Do tego, co to może znaczyć dla niego, jak i dla mnie osobiście. Do mojej własnej twórczości owady (pajęczaki, skorupiaki, równonogi i inne bezkręgowce) zakradają się dość często. Trudno powiedzieć, dlaczego. Może to ta ich wszechobecność, liczebność, przytłaczająca różnorodność (samych opisanych gatunków chrząszczy jest ponad 400 tysięcy!). Może znaczenie ma to, jak obce są te formy życie w sensie biologicznym i jak ciężko jest ludziom się z nimi utożsamiać. A może to zasługa całego bagażu istniejących w przestrzeni społeczno-kulturalnej owadzich archetypów, stereotypów i przesądów. Owady, zarówno w symbolice, jak i przecież w życiu, zwiastują śmierć, sprowadzają zarazę i nieszczęście, niszczą plony, wywołują strach i odrazę (arachnofobia to jedna z najczęściej spotykanych fobii), ale jednocześnie bywają cenione i kolekcjonowane ze względu na swoje piękno (motyle, ćmy, chrząszcze), a w starożytnym Egipcie uchodziły za święte.
Sam w dzieciństwie bałem się owadów, sposobu w jaki się poruszają, ich nieprzewidywalności, ich kruchości. W mojej pamięci ten strach istniał zawsze pod postacią gromady skorków pierzchających na wszystkie strony, gdy tylko podniosę kamień w ogrodzie. Z czasem jednak, gdy już zacząłem dorastać (stając się przy tym coraz dziwniejszym i nieprzewidywalnym człowiekiem) ten strach zamienił się w szacunek i fascynację. Myślę, że może to być rezultat obserwowania mrówek (i lektury książek E.O. Wilsona). Mam w Wilnie trasę spacerową, gdzie mijam po drodze cztery czy pięć mrowisk i często zatrzymuję się choćby na chwilę, by przyjrzeć się gorączkowej pracy tych fantastycznych owadów. Wszelkie owady zakradające się i wpełzające do mojej własnej twórczości witam obecnie z otwartymi ramionami. Odnoszę wrażenie, że Arvis Viguls również. Znajdziemy wspólny język.
Rozmawiała Agnieszka Smarzewska