Poniedziałkowym świtem,
w połowicznej nieruchomości bólu
zostaną ci dwa wyjścia letalne –
bez jasnego wyboru,
bez modlitewnych mantr,
bez heroicznych póz,
bez – dumnie wyprostowana z wierszykiem na ustach:
„Ślimak, ślimak pokaż rogi”.
Pełznąc zaczniesz się przedzierać
rogami do przodu
pod pulsującym sklepieniem strachów,
rachunków, błyskawicznych
przypomnień miłości i jej twarzy,
pyrrusowych zwycięstw,
niewyjawionych sekretów i słów
pożegnania.
„Człowiek jest kruchy i przezroczysty,
niczym łza spływa,
w ziemię wsiąka.”

Lecz dopóki żyjesz,
istnieje więcej niż jedna puenta.